Popierany przez Riada Haidara, Michała Litiwniuka i innych lewicowych polityków z naszego regionu proaborcyjny Strajk Kobiet ma około 300 tysięcy złotych kwartalnego budżetu. Tak przynajmniej twierdzi liderka organizacji Marta Lempart.
– Kwartalnie około 300 tys. zł na działalność Strajku Kobiet. Mniej więcej 75 proc. z darowizn, reszta z grantów. Granty oczywiście zagraniczne. Dla Zjednoczonej Prawicy zagranica to kosmaty potwór i populistyczny straszak, dla nas środki europejskie to nasze środki – jesteśmy Europejkami – mówi na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Marta Lempart.
Ile zarabia za pracę przy organizacji protestów skrajnie lewicowa aktywistka?
– Odmawiam odpowiedzi. Jak na policji – kwituje Marta Lempart.
Według niej ta część 300 tysięcy złotych, która przypada na jej wynagrodzenie, nie pozwala jej na godne życie.
– Nie, moi rodzice cały czas mi pomagają, nie dałabym sobie rady. Nadal pracuję też jako prawniczka, w minimalnym wymiarze etatu – mówi w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” Marta Lempart.
Przypomnijmy, że działaczce Strajku Kobiet, którego akcje w naszym regionie wspierają m.in. Riad Haidar i Michał Litwiniuk, przedstawiono ostatnio zarzuty prokuratorskie.
Chodzi o nawoływanie do popełnienia przestępstwa. Zdaniem prokuratury liderka Strajku Kobiet miała się dopuścić tego przestępstwa w trakcie wywiadu udzielonego Radiu Zet. To tam – zdaniem śledczych – pochwalała i nawoływała do ataków na kościoły. Lempart zarzuca się też znieważenie policjantów (pluła na nich i wyzywała ich od najgorszych) a także sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego.
CZYTAJ TAKŻE: Dzicz znowu zdemolowała biuro PiS. Haidar, Litwiniuk i spółka – kiedy przeprosicie za ekscesy?!