Pięć tysięcy osób na bruk, zlikwidowane placówki pocztowe – taki jest plan rządu Tuska dla Poczty Polskiej. To pewnie dopiero początek cięć. Ciekawe, kiedy do naszego regionu wróci bezrobocie w skali, którą znaliśmy w 2011 czy 2012 roku?
O planach nowego zarządu Poczty Polskiej informuje dziennik „Rzeczpospolita”. Gazeta dotarła do planów zatrudnienia państwowej firmy. „Czeka ją potężne odchudzanie – zniknie minimum 5 tys. etatów” – czytamy w „Rz”.
Według „Rzeczpospolitej” straty poczty w pierwszych dwóch miesiącach tego roku wyniosły 60 milionów złotych. Niezbędne są więc cięcia.
– Wszelkie badania jednoznacznie wskazują, że poprawa efektywności wymaga zmiany sposobu organizacji pracy, nie zaś zwiększania zatrudnienia – twierdzą nowe władze Poczty Polskiej. Funkcję prezesa pełni w niej obecnie delegowany z rady nadzorczej Sebastian Mikosz, w przeszłości szef LOT-u.
„W sumie redukcja zatrudnienia w PP w br. ma sięgnąć 5 tys. etatów, ale sygnały, które płyną od pracowników z tzw. regionów sieci wskazują, że skala ta może być znacznie większa. Związkowcy, z którymi rozmawialiśmy, przekonują, że może chodzić o kilkanaście proc. etatów. Dla Poczty Polskiej, która zatrudnia w łącznie 63 tys. osób, to może stanowić wstrząs” – czytamy w „Rz”.
Cięcia kosztów będą też oznaczać z całą pewnością zamykanie placówek pocztowych. Zacznie się pewnie od tych mniejszych, ale bardzo potrzebnych mieszkańcom. Taką placówką jest na przykład poczta w Leśnej Podlaskiej. W 2013 roku zlikwidowano ją, nie pytając ludzi o zdanie. W 2018 roku, dzięki staraniom samorządowców wspieranych przez senatora Grzegorza Biereckiego urząd pocztowy wrócił do Leśnej Podlaskiej. Czy teraz znowu zniknie? Całkiem możliwe. Jest Platforma, nie ma poczty…
CZYTAJ TAKZE: Dzięki Stefaniukowi nie zlikwidują poczty na Zgodzie