Każda podróż to nowe życia

Jako dziecko zapragnęła poczuć, jak pachnie ocean, na żywo usłyszeć cykady i spróbować dojrzałych w słońcu tropikalnych owoców. Jednocześnie sądziła, że podróżować mogą tylko bogaci. Dziś niewiele jest na świecie miejsc, w których Beata Pawlikowska nie była. 5 maja 2024 roku do swojej listy dopisała Radzyń Podlaski.

Słynna podróżniczka, dziennikarka i autorka 130 książek była gościem 52. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”. Najpierw na Skwerze Podróżników odsłoniła tabliczkę ze swoim nazwiskiem, a następnie spotkała się z mieszkańcami miasta i powiatu w sali widowiskowo-kinowej Radzyńskiego Ośrodka Kultury, gdzie opowiadała o swoich pasjach i filozofii życia.

To już 21 tabliczka

– Jestem w Radzyniu po raz pierwszy. Rzadko bowiem podróżuję po Polsce, która jako cel wypraw zawsze wydawała mi się za blisko. Dlatego cieszę się, że czasami mam okazję odkryć piękne miejsca w kraju, a Radzyń wpisuje się na tę listę – zapewniła B. Pawlikowska, odsłaniając swoją tabliczkę, która – jak podkreśliła – jest dla niej zaszczytem. Dodała również, iż miasto – zwłaszcza pałac i ogrody – zrobiło na niej ogromne wrażenie.

– To prawda, to szczególna ziemia – przyznał starosta powiatu radzyńskiego Szczepan Niebrzegowski, nawiązując do Konstytucji 3 maja, która prawdopodobnie powstawała m.in. w radzyńskim pałacu Potockich, bo za jej współtwórcę uważa się Ignacego Potockiego. Zwracając się do gościa, zaznaczył: – Podziwiam to, co pani robi. Swoją działalnością promuje pani Polskę.

Następnie starosta z wiceprezesem Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik” Januszem Chmielarzem wręczyli B. Pawlikowskiej pamiątkowy medal Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami.

Życie według „Blondynki”

Dalsza część wydarzenia miała miejsce w Radzyńskim Ośrodku Kultury. – Czekałem na to spotkanie pięć lat, bo wtedy po raz pierwszy wysłałem maila z zaproszeniem do Radzynia. Trochę czasu minęło, ale na dobre rzeczy warto czekać – zaznaczył Robert Mazurek, dyrektor ROK-u i prezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik”, witając B. Pawlikowską. I choć gościa 52. edycji raczej przedstawiać nie trzeba, przypomniał, że w 1993 roku jako pierwsza Europejka – a być może i pierwsza kobieta na świecie – przeszła pieszo dżunglę Darién między Panamą a Kolumbią. Z kolei w 2013 roku podczas samotnej wyprawy, korzystając wyłącznie z lokalnych środków transportu, takich jak indiańskie czółno, motorówka wojskowa, łodzie i statki, przemierzyła działy wodne od Orinoko do Amazonki przez Rio Negro w Ameryce Południowej. W 2005 roku była członkiem wyprawy, która zdobyła szczyt Lobuche East w Himalajach (6120 m n.p.m.). Przez 16 lat prowadziła w Radiu ZET program „Świat według Blondynki”. W życiu prywatnym długo zmagała się z depresją, uzależnieniami, m.in. od nikotyny, alkoholu, anoreksją, bulimią. Swoje doświadczenia opisała w książkach, pokazując na własnym przykładzie, że można zmienić życie i uwolnić się od nałogów. Dziś jest weganką, ma pięć kotów i każdego roku kilka miesięcy spędza w podróży. Od ponad 30 lat wraca do swojego najukochańszego miejsca na ziemi – dżungli amazońskiej. Organizuje wyprawy w egzotyczne miejsca, rozwija zainteresowania, wciąż się uczy. Jednym słowem – celebruje życie, stając się szczęśliwym człowiekiem. O tym, jak to osiągnąć, a także o swoich pasjach i podróżach opowiadała zgromadzonym w sali widowiskowej ROK-u.

Żółte karteczki z przesłaniem

Spotkanie poprowadził R. Mazurek, a polegało ono na odpowiadaniu na pytania, jakie za pośrednictwem facebookowych fanpage’ów Kocham Radzyń Podlaski i Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami zadali podróżniczce internauci. Na początek B. Pawlikowska zdradziła sekret żółtych karteczek, które od 2012 roku zamieszcza na swoim profilu zamiast tradycyjnych wpisów. Znajdują się na nich motywujące myśli i wskazówki. – To był spontaniczny pomysł. Chciałam napisać na Facebooku kilka słów, m.in. o tym jak wiele jest rzeczy, za które powinniśmy być wdzięczni. Owszem, mamy różne problemy, ale oprócz nich są drobne sprawy dające nam szczęście, radość, nadzieję – mówiła. – Żyjemy w wygodnej części świata, co uświadomiłam sobie w dżungli amazońskiej. Nawet jeśli pojawiają się trudności, nie jest to koniec świata. Poza tym bez nich przestalibyśmy istnieć jako ludzkość. Dzięki nim stajemy się silniejsi – podkreślała. Ta właśnie filozofia leżała u podstaw żółtych karteczek. Zapisywane odręcznie wiecznym piórem – na kartkach z bloku przywiezionego z Londynu – zawierają dobre przesłanie na rozpoczynający się dzień.

Poczuć, jak pachnie ocean

Nie mogło zabraknąć pytań o początki podróżniczej pasji. Jak przyznała B. Pawlikowska, zaczęła się ona w dzieciństwie, gdy na pożółkłych ze starości kartach pisma „National Geographic” zobaczyła zdjęcia dżungli i Indian. Zaczytywała się też w podróżniczych książkach, m.in. w „Dolinie bez wyjścia” Thomasa Mayne’a Reida czy „Niezwykłych, choć prawdziwych przygodach kapitana Korkorana” Alfreda Assolanta. – Opisy przyrody rozpalały moją wyobraźnię. Zapragnęłam zobaczyć to na własne oczy, usłyszeć dźwięk cykad, spróbować tropikalnych owoców, poczuć zapach oceanu. Jednak pochodziłam z niezamożnej rodziny i w tamtych czasach wyjazd z Polski był niemożliwy. Mimo to marzyłam, że kiedyś mi się to uda. Z drugiej strony słyszałam w głowie głos: „Ty?! Przecież podróżować mogą tylko ci, którzy są fajniejsi od ciebie, mają bogatych krewnych, szczęście” – opowiadała, przyznając, że w ten sposób sama zabraniała sobie spełniać marzenia. Punktem zwrotnym był moment, gdy uświadomiła sobie, że jeśli naprawdę czegoś się chce, można to osiągnąć. Oczywiście wymaga to wyrzeczeń. Na pierwszy bilet lotniczy do wyśnionej Ameryki Południowej zbierała półtora roku. Odkładała każdy grosz. – Do końca życia nie zapomnę uczucia, gdy wreszcie go wykupiłam. Postawiłam na stole i patrzyłam z ogromnym szczęściem, wdzięcznością i satysfakcją, że osiągnęłam to wyłącznie dzięki sobie – wyznała.

Znaleźć prawdę w dżungli

Ukochanym miejscem na ziemi B. Pawlikowskiej jest dżungla amazońska, gdzie po raz pierwszy dotarła 30 lat temu i od tamtej pory co roku wraca. – Mocno wierzę w to, że człowiek trafia do takich miejsc, które mają go czegoś nauczyć. Po pierwszej wyprawie zaczęłam zmieniać się jako człowiek, począwszy od myślenia, nastawienia do siebie i innych, po styl życia – podkreśliła podróżniczka, dodając, że dzisiaj łatwiej gubi się w Warszawie niż w amazońskiej dżungli. I choć to nieprzewidywalne miejsce, w którym panują trudne warunki klimatyczne, półmrok i nic nie jest takie, jakie się wydaje, ona czuje się tam bezpiecznie. – Każdy, kto tam się znajdzie, przestaje udawać i zaczyna dostrzegać prawdę o sobie – tłumaczyła. M.in. dlatego właśnie dżunglę amazońską wybrała na miejsce wypraw, które od lat organizuje. Są one połączone z warsztatami przemiany życiowej, a udział w nich może wziąć każdy.

Bez planu, zobowiązań i w pojedynkę

Pawlikowska przyznała, że lubi podróżować bez sztywnego planu, bez rezerwacji, zobowiązań. Jedzie tam, gdzie popychają ją ciekawość, fascynacja, chęć poznania czegoś nowego. Zdarza się, że miejsce wybiera ze względu na, jej zdaniem, niezwykłą nazwę. Tak było z Burkina Faso czy Zimbabwe. Podróżuje tylko lokalnymi środkami transportu: łodzią, wózkiem, autobusem. Śpi w hotelach dla tubylców i nie wyobraża sobie spędzenia dwóch tygodni na wakacjach all inclusive. – Trudno powiedzieć, że ktoś był w Meksyku, gdy nie wyszedł poza bramy hotelu, korzystając jedynie z basenu i innych rozrywek. Trzeba wsiąść w lokalny autobus, pojechać do najbliższego miasteczka i zobaczyć, jak żyją ludzie – radziła.

Nade wszystko jednak lubi podróżować w pojedynkę. – Znajdując się w grupie, koncentrujemy się na tym, by utrzymywać relację z innymi, a gdy jestem sama, skupiam na tym, by stworzyć i utrzymać relację ze sobą – tłumaczyła, dodając, że każda wyprawa kształtuje charakter, zmusza do uczenia się nowych umiejętności, wyzwala w człowieku wewnętrzną siłę. – Wyrywa nas z tego, co znamy, zmuszając do dostosowania się do nowych okoliczności. Te doświadczenia wzbogacają mnie w sposób, którego nie doświadczyłabym, gdybym nie wyruszyła w podróż. Dlatego każda z nich to dodatkowe życie – przekonywała słynna „Blondynka”, dopowiadając, że tak, jak kocha dalekie wyprawy, kocha również powroty do Polski.

Niczym z sensacyjnego filmu

Podczas spotkania nie zabrakło też opowieści o mrocznych stronach podróży. B. Pawlikowska podzieliła się historią niczym z sensacyjnego filmu, kiedy podczas pobytu w Indiach została uwięziona za pięciometrowym murem z drutem kolczastym w ośrodku medytacyjnym. – Zapisałam się na kurs czegoś, co miało być sposobem pracy z umysłem, bez związku z żadną religią. Na miejscu okazało się, że to niezupełnie prawda. Po sześciu dniach stwierdziłam, że niedobrze się tam czuję i chcę stamtąd wyjść. Poszłam do przełożonej i powiedziałam, że zmieniłam zdanie i chciałabym opuścić ośrodek. A ona odpowiedziała, iż właśnie odbywa się operacja na moim otwartym mózgu i nie mogę sobie po prostu wyjść – wspominała. Podróżniczce zabrano paszport, pieniądze, rzeczy osobiste. Finalnie pomogli jej uciec 100-letni staruszek oraz karzeł. Jak podkreśliła, takie przeżycia pozwalają jej doceniać życie i wolność.

Więcej miłości, mniej betonu

Podczas spotkania w Radzyniu B. Pawlikowska przyznała, że „najszczęśliwsi ludzie to ci, którzy mieszkają poza zachodnią cywilizacją”. – Nie posiadają pieniędzy, telewizji, elektryczności, samochodów. Mają jedynie to, co niezbędne i potrafią czerpać z tego radość – podkreśliła podróżniczka. Za najsmaczniejsze uznała dojrzewające w słońcu ananasy, a za miejsce, które ją zaskoczyło i zachwyciło – położoną na końcu świata w Urugwaju dziką osadę Cabo Polonio. Wyznała, że świadomie wybiera to, co je, pije i wyjaśniła, dlaczego woli sen od nocnych bankietów. Opowiedziała o krytyce, jaka spadła na nią po napisaniu książki „Wyszłam z niemocy i depresji”, a także podzieliła się planami na przyszłość: zamierza wydać publikację o tym, jak powstaje wysoko przetworzona żywność.

Puentą spotkania była odpowiedź na pytanie: „Czego na świecie powinno być więcej, a czego mniej?”. – Więcej miłości, mniej betonu – stwierdziła.

W ramach podziękowania za spotkanie B. Pawlikowska otrzymała tradycyjną już karykaturę.

Na 52 edycję „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” zaprosili Burmistrz Radzynia Podlaskiego Jerzy Rębek oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski, a także organizatorzy: Radzyński Ośrodek Kultury i działające przy nim Radzyńskie Stowarzyszenie „Podróżnik”. Sponsorami wydarzenia byli: firma drGerard, Nadleśnictwo Radzyń Podlaski, Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych oraz Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Radzyniu Podlaskim. Patronat nad spotkaniem objął ogólnopolski magazyn „Kontynenty”, portale podlasie24 i Kocham Radzyń Podlaski, Katolickie Radio Podlasie, Telewizja Radzyń, Echo Katolickie, Biuletyn Informacyjny Miasta Radzyń oraz Informator Powiatowy.

 

Źródło: Jolanta Krasnowska-Dyńka Autor: Tomasz Młynarczyk