– Wprowadzę strefę buforową 200 metrów od granicy – zapowiedział Donald Tusk. – Nie ma żadnej strefy, jest zakaz przebywania w 27 miejscach – mówią samorządowcy z województwa podlaskiego. Obawiają się oni upadku biznesów w swoich gminach i powiatach.
Jeszcze kilka miesięcy temu działania rządu PiS na granicy z Białorusią były dla Platformy, Trzeciej Drogi i Lewicy skandalem. Związani z tymi formacjami aktywiści i artyści posuwali się poza granice przyzwoitości: mówili o dziesiątkach trupów rzekomo znajdowanych w przygranicznych lasach, krzyczeli, że trzeba skończyć z „okrucieństwem” strażników granicznych, obrażali obrońców granicy. Politycy, „autorytety” i różnej maści działacze razem klaskali na haniebnym filmie Agnieszki Holland, w którym strażników granicznych sportretowano jako rasistów i okrutników.
Dziś, kiedy liberałowie i lewacy są już przy władzy, zauważyli wreszcie to, co każdy przytomny człowiek widział od lata 2021 roku – szturmy migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu na polską granicę to robota Łukaszenki i Putina. Nie mamy do czynienia z żadnymi biednymi uchodźcami, tylko migrantami ekonomicznymi, zwożonymi na granicę przez białoruskie KGB i przerzucanymi do Polski przez profesjonalnych przemytników.
W ferworze kampanii wyborczej Donald Tusk zapowiedział utworzenie strefy buforowej na granicy. W przeciwieństwie do PiS nie potrafi jednak wprowadzić jej szybko i sprawnie. Zamiast jasnych wytycznych jest chaos i obawy mieszkańców pogranicza.
Jak podaje portalsamorzadowy.pl w rozporządzeniu MSWiA dotyczącym regulacji w strefie przygranicznej nie ma mowy o „strefie buforowej” tylko o wprowadzeniu czasowego zakazu przebywania, obejmującego 27 miejsc, przede wszystkim w powiecie hajnowskim w woj. podlaskim.
Dzisiaj odbyły się konsultacje przedstawicieli rządu i samorządów. Jak podaje Radio Białystok, wójtowie i burmistrzowie podkreślają, że rozumieją argumenty służb granicznych o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa działań, ale z drugiej strony zwracają uwagę na to, że proponowany projekt rozporządzenia wprowadza zamknięte obszary nieraz w znacznej odległości od granicy, a to zdaniem samorządowców bezpośrednio uderzy w mieszkańców prowadzących niewielkie przedsiębiorstwa nastawione na turystów.
– Smutek straszny. Czujemy się bezsilni i bezradni trochę, ale też wiemy, że mamy swoje prawa. Jesteśmy obywatelami. Ja płacę podatki, nie oszukuję, wszyscy ludzie, którzy u mnie pracują, płacą ZUS. Zdajemy sobie sprawę, że potrzebne są pieniądze na bezpieczeństwo, na granicę. My tego nie negujemy. Nikt się nie przeciwstawia temu, żeby zrobić ten pas 200 metrów i żeby służby miały tam możliwość działania, ale my tutaj funkcjonujemy, jesteśmy w UE, w NATO – powiedział jeden z nich w cytowanej przez portalsamorzadowy.pl rozmowie z dziennikarzem Polskiej Agencji Prasowej.