– W stolicy Francji zaliczyłam swój zarazem najgorszy jak i najlepszy start – stwierdziła olimpijka z Białej Podlaskiej, występująca w podnoszeniu ciężarów Weronika Zielińska. Nasza zawodniczka spaliła wszystkie trzy próby w rwaniu i odpadła z rywalizacji w kategorii do 81 kg.
To, dlaczego start Weroniki Zielińskiej był najgorszy, jest oczywiste. – Nie zaliczam żadnej próby w rwaniu (106,106 i 107kg) na obciążeniu które nie powinno stanowić dla mnie problemu biorąc pod uwagę mój rekord życiowy 110kg, przez co odpadam z rywalizacji i nie zostaje sklasyfikowana – napisała na Facebooku sportsmenka.
A dlaczego najlepszy? Zawodniczka z Białej Podlaskiej uważa, że ze startu na igrzyskach i długiej drogi, którą musiała przebyć, by znaleźć się w Paryżu wyciągnie wartościowe lekcje na przyszłość.
– Niestety taki jest sport, raz się wygrywa raz się przegrywa – napisała Zielińska.
Nie pojechała „na wycieczkę”
Zawodniczka odpiera zdecydowanie zarzuty, że wyjechała do Paryża „na wycieczkę”. Zwraca uwagę na kłopoty z trenerami reprezentacji Polski, którzy – jak twierdzi – wymagali od bialczanki na przykład rzucenia nauki w Szkole Doktorskiej AWFiS. Przypomina też głośną w Polsce sprawę wykluczenia jej ze składu na Mistrzostwa Świata.
– W czerwcu 2023 roku zdobywam 4x z rzędu Mistrzostwo Polski, po raz 3 zostaje najlepszą zawodniczką w Polsce bez podziału na kategorie wagowe. Dzień po starcie dowiaduje się od osoby ze środowiska ciężarowego, że nie ma mnie w składzie na wrześniowe Mistrzostwa Świata (impreza obowiązkowa w kwalifikacjach olimpijskich). Rozgoryczona wywołuję burzę medialną, która w konsekwencji doprowadza do tego, że Polski Związek Podnoszenia Ciężarów dopisuje mnie jakimś cudem na tę imprezę – napisała.
Krytyka sztabu kadry
Zielińska skarży się także na traktowanie jej klubowej trenerki Pauliny Szyszki, która miała nie dostać żadnego wynagrodzenia m.in. za opiekę nad Weroniką podczas Mistrzostw Świata. Związek miał cały czas dążyć do tego, żeby bialczanka zrezygnowała ze współpracy ze swoją trenerką.
– Wiecie co? Ja tak naprawdę do czasu ślubowania 18 lipca nie miałam pewności, czy nie zostanę wystawiona i czy nie wyślą trenera kadry na igrzyska olimpijskie zamiast mojej trenerki Pauliny. Dopiero będąc po ślubowaniu poczułam swego rodzaju ulgę, że pojadę na najważniejszą imprezę z trenerką która ma 100% wkład w mój rozwój sportowy – podkreśla zawodniczka.
Weronika Zielińska prosi także, by nie traktować jej dzisiejszych słów jako usprawiedliwienia czy zrzucanie na innych winy za porażkę w Paryżu. I rzeczywiście, w swojej krytyce stosunków panujących w kadrze ciężarowców jest konsekwentna i mówi o tym, co się jej nie podoba od dawna.
– Tak samo było i tym razem, z tym, że teraz „miałam ratować honor dyscypliny” bo jako jedyna zakwalifikowałam się na imprezę czterolecia. Gdzie wcześniej miałam nie rokować i miałam nie mieć szansy nawet walki o ta kwalifikacji. Mówiłam, krzyczałam i walczyłam przez cały rok nie bojąc się konsekwencji – mówi.
„W końcu się ulało”
– Będąc przez długi czas ciągle w trybie „uciekaj albo walcz” i ciągle dolewając coś do przysłowiowego wiadra w końcu się ulało i nie starczyło miejsca i energii na udźwignięcie presji podczas startu. Zmęczony układ nerwowy przestał odpowiednio zarządzać ciałem na wysokich obrotach w najmniej oczekiwanym momencie – podkreśla zawodnicza.
– Choć serce mi krwawi, biorę to co jest. Znam swoją wartość, wiem że włożyłam całe serce i energię w przygotowania jak i w sam start. Podniosę się, nie wiem kiedy i na jaki poziom ale podniosę się – puentuje Weronika Zielińska-Stubińska.