Nauczyciele z mniejszych miejscowości drżą o swoje posady. Wszystko przed kolejny pomysł ministerstwa edukacji narodowej, kierowanego przez skrajnie lewicową przedstawicielkę Koalicji Obywatelskiej Barbarę Nowacką. W imię dobrego humoru uczniów, którzy nie mogą przecież za dużo się uczyć, zlikwidowane mają zostać chemia, fizyka, biologia czy geografia. Mniej nauki, to mniej potrzebnych nauczycieli.
O coraz większym zaniepokojeniu nauczycieli kolejnymi „reformami” Barbary Nowackiej informuje „Rzeczpospolita”. Do szkół ma być wprowadzona przyroda (dziś przedmiot ten obowiązuje tylko w czwartej klasie), zastępując strasznie przestarzałe, staromodne i zupełnie niepotrzebne młodym ludziom fizykę, chemię, geografię czy biologię. Zmiany mają wejść w życie od 2026 roku.
Nauczyciele z mniejszych miast bez pracy?
Zakochany do niedawna w Barbarze Nowackiej Związek Nauczycielstwa Polskiego wyraża zaniepokojenie nowymi planami resortu. Zdaniem związkowców likwidacja przedmiotów pozwoli „załatać” etaty w wielkich miastach, gdzie bywa, że nauczycieli brakuje. Jednocześnie w mniejszych miastach, jak Biała Podlaska, Międzyrzec, Radzyń czy Parczew etaty trzeba będzie ciąć. Część nauczycieli likwidowanych przedmiotów zostanie na bruku.
– Mam czasami wrażenie, że te zmiany są projektowane z myślą o dużych miastach. Bo, o ile np. w Warszawie są kłopoty z kadrą nauczycielską, zwłaszcza nauczycielami przedmiotów ścisłych, o tyle już na Podkarpaciu nauczycieli bywa nadmiar – powiedział „Rzeczpospolitej” Karol Dudek-Różycki z Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Przedmiotów Przyrodniczych.
Będą dyskutować
Gazeta zwraca też uwagę, że aby uczyć przyrody, nauczyciele prawdopodobnie będą musieli uzyskać dodatkowe kwalifikacje. ZNP zapowiada, że o konkretach dotyczących reformy związek chce zapytać Nowacką na spotkaniu, do którego ma dojść w tym tygodniu.
CZYTAJ TAKŻE: Nowacka ruguje religię ze szkół. Wybitny prawnik: Rozporządzenie jest nielegalne