Zajrzała nie tam gdzie trzeba

Pani Małgorzata 28 lutego została w pracy po godzinach. Tłumaczy, że to efekt rozmowy z dyrektorką o zmianie godzin pracy i zakresu czynności. Do magazynu znajdującego się w piwnicy zawołała ją koleżanka. Pokazała zamrażarkę wypełnioną po brzegi żywnością. – Zaniemówiłam. To pomieszczenie mocno zawilgocone, bez wentylacji. Koleżanka spisała notatkę. Żywność znajdowała się poza granicami kuchni, w pomieszczeniu do tego nie przeznaczonym – opowiada. W zamrażarce było sześć reklamówek z żywnością.

Małgorzata Demiańczuk zaznacza, że ani ona, ani jej koleżanka reklamówek nie rozwiązywały. Były to jasnoniebieskie torby foliowe i doskonale było widać, co się w nich znajduje. Pochylone nad zamrażarką kobiety zostały zauważone przez inną pracownicę szkoły. – Zaczęła nas wyzywać, że jesteśmy złodziejkami i zapowiedziała, że o wszystkim poinformuje dyrektorkę – opowiada pani Małgorzata. Dyrektor Doroty Herdy w szkole w piątkowe popołudnie już nie było. – W poniedziałek, 2 marca, rozpoczęłam pracę o godz. 9 i niezwłocznie poinformowałam panią dyrektor o zaistniałej sytuacji – wyjaśnia pani Małgorzata. – Byłam zaniepokojona, bo żywność znajdowała się w pomieszczeniu, w którym być jej nie powinno, a przecież moje wnuki korzystają ze szkolnej stołówki – dodaje.

Dorota Herda na początek powołała komisję inwentaryzacyjną. Ta na podstawie faktur i raportów dziennych miała stwierdzić braki na stanie magazynu. – O ingerencji osób niepowołanych w żywność zgromadzoną w magazynie poinformowaliśmy Sanepid, nakazano nam utylizację tych produktów – informuje dyrektorka szkoły. Szóstego marca Małgorzata Demiańczuk i jej koleżanka otrzymały wezwanie do solidarnego zapłacenia 564 zł kosztów utylizacji. Pani Małgorzata nie poczuwała się do winy i płacić nie zamierzała. Zwróciła się o anulowanie kary, wskazując m.in., że żywność znajdowała się w pomieszczeniu nie spełniającym wymagań higieniczno-sanitarnych, a stan faktyczny zastany w magazynie 28 lutego nie zgadza się z protokołem inwentaryzacji. – Rzekoma ingerencja w żywność ograniczyła się do wejścia do pomieszczenia, ponadto posiadam aktualną książeczkę zdrowia z badaniami uprawniającymi mnie do kontaktu z żywnością – wyjaśnia.

Na niewiele się to zdało, 20 marca rozwiązano z nią umowę o pracę „z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych”. Zarzucono jej „włamanie i kradzież” 4,5 kg mięsa. Małgorzata Demiańczuk czuje się pomówiona. Składała już wyjaśnienia na policji. – Należy przypuszczać, że doszło do ingerencji w dokumentację dotyczącą raportów dziennych oraz raportów magazynowych, w celu wykazania nadwyżki produktów, jakie zdeponowano w zamrażarce – stwierdza. – Można przypuszczać, że w czyimś zamyśle produkty z zamrażarki nie miały trafić do uczniów, lecz do osób nieuprawnionych – dodaje.

Dorota Herda odpowiada, że w szkole wszystko toczy się zgodnie z obowiązującymi procedurami. Gdy kuchenna zamrażarka zepsuła się, produkty żywnościowe przeniesiono do zamrażarki w drugim magazynie, który – jak zaznacza – był zamknięty na klucz. – Te panie nie powinny się w tym magazynie znaleźć – stwierdza stanowczo, o szczegółach sprawy nie chce rozmawiać. – Policja prowadzi postępowanie i niedługo wszystko się wyjaśni. W szkole jest monitoring, który obejmuje drzwi do magazynu. Nagranie dostarczyłam na komisariat – zaznacza.