Wesoły autobus

Zachowałem się nietaktownie. Proszę… Mówiąc te słowa wyciągnął w jej kierunku butelkę z alkoholem takim gestem, jakby wręczał łopatę. – Dziękuję – odpowiedziała coraz bardziej zgorszona młoda kobieta. – Pani się nie krępuje, mam jeszcze jedną – mówiąc te słowa pokazał drugą butelkę wódki. Tego młodej damie było już dość. – Czy może mi ktoś pomóc, ten pan mnie napastuje – zawołała zdenerwowana. W tym momencie ktoś z tyłu poprosił, by pasażer uspokoił się, ktoś inny zagroził wezwaniem policji, jeszcze ktoś zapowiedział, że za chwilę sam zrobi porządek. Poskutkowało. Na tyle, że specyfi czny pasażer już w milczeniu opróżnił do końca pierwsza butelkę, po czym rzuciwszy ją na podłogę zasnął. Obudził się koło Siedlec. Już pierwsze słowa po przebudzeniu wskazywały, że dalsza podróż będzie równie „interesująca”, jak pierwsza jej część. – O k…, pan tu stanie, bo inaczej zapaskudzę autobus – krzyknął do kierowcy. Ten, poruszony perspektywą „zapaskudzenia” autobusu, zatrzymał się natychmiast. Pasażer z niemałym trudem wydostał się na zewnątrz, po czym pod samym oknem busa załatwił potrzebę fizjologiczną. Odgłosy, jakie przy tym wydawał, przywodziły na myśl „lokomotywę” z tytułowego wiersza Jana Brzechwy. Po kilku minutach wdrapał się do środka i natychmiast wziął się za „rozpracowywanie” drugiej butelki wódki. „Ma zdrowie” – rzucił ktoś z tyłu. Zachęcony „pochwałą” Bardzo Specyfi czny Pasażer postanowił podzielić się swoim szczęściem i ruszył w kierunku tyłu pojazdu – po drodze ochlapał wódką młodą panią – ale zainteresowanych nie było. By dodać sobie animuszu, specyfi czny pasażer zaczął śpiewać. I mimo próśb, by zaniechał „występu”, śpiewał do samego Międzyrzeca. Tu wytoczywszy się na zewnątrz, odszedł chwiejnym krokiem. Dalsza część podróży minęła już spokojnie. Pozostaje pytanie: jak to możliwe, że przez całą drogę pijany pasażer tyranizował współuczestników podróży i kierowca nic z tym nic nie zrobił? To pytanie – jak to możliwe? – zadaliśmy przedstawicielowi Gardena (przewoźnik nie ma rzecznika prasowego), który obiecał przedstawić je kierownictwu i oddzwonić. Do chwili zamykania tego numeru Tygodnika nikt jednak się z nami nie skontaktował. Do sprawy wrócimy.