Czy zrobi coś więcej – nie wiadomo, bo na razie spółką zajął się komornik, który usiłuje od niej wyegzekwować kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak spółka, która nie może zapłacić kilkudziesięciu tysięcy zobowiązań, ma zrealizować inwestycję o wartości trzystu milionów złotych – nie wiadomo. Wiadomo za to, że każdy dzień przybliża lotnisko do powrotu pod jurysdykcję Agencji Mienia Wojskowego, a przełomu jak nie było, tak nie ma. Jeszcze w ubiegłym roku goszczący w Białej Podlaskiej przedstawiciel Cargo Hub Warszawa – Biała (z tej spółki „wyrosła” Biała Airport), Piotr Kozłowski, zapewniał, że inwestycja rzędu trzystu milionów złotych jest właśnie dopinana na ostatni guzik. Później w sprawie, mimo rychłych zapewnień inwestora o uruchomieniu inwestycji, na kilka miesięcy zaległa cisza.
Od czasów zlikwidowania bialskiego lotniska w 2002 roku (decyzją ówczesnego Ministra Obrony Narodowej Bronisława Komorowskiego) przejęciem jego terenów – w sposób jawny lub zakamuflowany przez podstawione spółki i osoby – interesowały się rosyjskie specsłużby, polscy lobbyści, handlarze bronią i gangsterzy z mafii pruszkowskiej. Przez następne lata propagowano mieszkańcom „bajkę” o bialskim lotnisku cargo. Ostatnie pomysły na uruchomienie lotniska, to nauka pilotażu 50 kandydatów na lotników ze szkoły lotniczej w Dęblinie, którzy maja się tu szkolić na 15 samolotach. Projekt ma ruszyć w połowie czerwca. |
Tak było aż do czerwca ubiegłego roku, gdy ponownie Piotr Kozłowski zapowiedział, że „jeszcze przed wakacjami” bialczanie zobaczą na lotnisku pierwsze samoloty. Nie zobaczyli. Jak wiele razy wcześniej, dzierżawca – poza gładkimi zapewnieniami i zawarciem z miastem umowy, na której i tak totalnie zadłużone miasto wyłącznie traci, choćby z tytułu darowanych dzierżawcy podatków, które nie wpływają do miejskiej kasy – niczym specjalnym się nie wykazał. Nie jest tajemnicą, że inwestor, w stosunku do którego władze Białej Podlaskiej wykazały się taką wspaniałomyślnością, nie jest finansowym krezusem i teoretyczną inwestycję na bialskim lotnisku planował oprzeć o kredyt, dla którego zabezpieczeniem miał być teren lotniska. Na takich zasadach inwestorem mógłby zostać właściwie każdy, bo w wypadku plajty przedsięwzięcia zabezpieczeniem miały być tereny, które i tak do inwestora nie należały. Innymi słowy – potencjalny zysk przy zerowym ryzyku. Czy można się dziwić, że mając wszystkie karty w ręku dzierżawca bezkarnie raz po raz przekłada terminy uruchomienia inwestycji? Jak by tego było mało, niemal w zupełnej ciszy dokonano zdumiewającego „transferu”, na bazie którego były doradca prezydenta Andrzeja Czapskiego, Jerzy Trudzik, został dyrektorem lotniska z ramienia spółki Biała Airport. Innymi słowy „zamienił” funkcję strażnika interesów publicznych na przedstawiciela interesów prywatnych. – Znaleźliśmy inwestora, więc wypełniłem swoje zadanie w Urzędzie Miasta i odszedłem. A że później pojawiła się propozycja nowej pracy, więc z niej skorzystałem – tłumaczy nam Jerzy Trudzik, który zapewne przez przeoczenie nie dodaje, że to propozycja pracy od tego właśnie „znalezionego” inwestora, co czyni sytuację – bardzo delikatnie rzecz ujmując – dwuznaczną. Poprosiliśmy o komentarz do sprawy prezydenta Białej Podlaskiej – Jerzy Trudzik nie brał udziału w negocjacjach, więc ja tutaj dwuznaczności bym sie nie doszukiwał. Nie miał zajęcia, więc skoro dostał propozycję pracy, to trudno się dziwić że z niej skorzystał – uważa Andrzej Czapski