– Ludzie myślą, że skoro jestem prezesem, to widzę normalnie. Tymczasem ja od 32 lat żyję z resztkami wzroku, który zachowałam po odklejeniu siatkówki – przyznaje i dodaje, że bialski oddział PZN zrzesza ponad 100 osób niewidomych i niedowidzących.
W dążeniu do samodzielności
Zajmują niewielki lokal w budynku Starostwa Powiatowego. Mały pokoik, a potrzeby ogromne. – W latach 80 i 90 otrzymywaliśmy więcej dofinansowań na sprzęt i rehabilitację. Teraz również piszemy wnioski do MOPS- -u czy Urzędu Miasta. Aparatura ułatwiająca codzienne funkcjonowanie jest droga – tłumaczy. W ramach możliwości koło PZN zapewnia przewodnika dla osoby potrzebującej albo też pomoc psychologa. Jednak prezes Bardak uważa, że najlepszą terapią są rozmowy i spotkania. – Musimy się rozwijać, pracować, dążyć do samodzielności. Na każdym kroku czekają na nas przeszkody, zwłaszcza te architektoniczne, począwszy od wysokich krawężników, poprzez szklane drzwi, a skończywszy na znakach drogowych na chodnikach wylicza pani prezes. Pomimo wielu barier niewidomi i niedowidzący poznają świat pozostałymi zmysłami, które pracują na najwyższych obrotach. – Opieramy się na słuchu, zapachu, na ruchu powietrza, mamy swoje sposoby – śmieje się pani Teresa.
Bariery dźwięku
Osoby głuchonieme spotykają na swojej drodze jeszcze więcej barier niż niewidomi. Grzegorz Kotowski, Krzysztof Korzeniewski oraz Dariusz Barysz są aktywnymi członkami bialskiego oddziału Polskiego Związku Głuchych zrzeszającego 700 osób. Mężczyźni nie poddają się, prowadzą intensywny tryb życia, pracują, spełniają swoje pasje. Grzegorz mieszka w Terespolu, nie słyszy od urodzenia. W domu jest jedyną osobą głuchoniemą. Z rodzicami i siostrą porozumiewa się językiem migowym albo systemem fonicznym. Mężczyzna należy do Polskiej Federacji Sportu Niesłyszących, uprawia lekkoatletykę. Kotowski edukację na poziomie podstawowym realizował z dziećmi słyszącymi, natomiast wykształcenie średnie zdobył w warszawskim Instytucie Głuchoniemych. W 2011 roku skończył w Siedlcach uczelnię wyższą, na każdym wykładzie towarzyszył mu tłumacz języka migowego. Sport daje mu możliwość podróżowania, nawet na inne kontynenty. – W Polsce nie oglądam telewizji, bo o ile pamiętam, tylko jeden program jest z tłumaczeniem migowym. W Anglii wszystkie kanały mają tłumaczenie. W Nowej Zelandii migowy stał się urzędowym językiem – wymienia Kotowski. Po bieżące informacje pan Grzegorz sięga do Internetu. Drogą wirtualną próbuje załatwiać sprawy urzędowe, przelewy bankowe itp. Krzysztof Korzeniewski, który stracił słuch jako półrocze dziecko w wyniku zapalenia opon mózgowych, dziś społecznie pełni funkcję prezesa bialskiego oddziału PZG i pracuje, jako specjalista instalacji gazowych w pojazdach. – W firmie jestem jedyną osobą głuchoniemą, codziennie spotykam się z tymi samymi ludźmi, ale niestety nie mogę z nimi porozmawiać. Moja wiedza o społeczeństwie spada, nie mam możliwości rozwoju – żali się pan Krzysztof. Dariusz Barysz nie słyszy od urodzenia. Szczęśliwie udało mu się znaleźć pracę w Spółdzielni Inwalidów „Elermet”. Realizuje się w życiu, choć, jak mówi, szkoda, że pod względem socjalnym wciąż nam daleko do standardów zachodnioeuropejskich. Osoby niewidome, niedowidzące i głuchonieme, aby mogły normalnie funkcjonować, potrzebują drugiego człowieka. Są bez wzroku lub bez słuchu, ale za to z ogromną wolą życia.