LISTOPADOWE ŚWIĘTO NA PODLASIU

– Z jednej strony społeczeństwa konsumpcyjne, a nawet hedonistyczne, bo rządzi nimi zasada przyjemności, śmierć „oswoiły” pokazując ją masowo na ekranach telewizorów, z drugiej odrzuciły. W takich warunkach unika się wszystkiego, co nieprzyjemne, a więc także tematu śmierci.

 

1 listopada,

Dzień Wszystkich Świętych, w PRL figurował w kalendarzach jako „Święto Zmarłych” i przez wiele osób jest tak określany do dziś. Wówczas próbowano nadać temu dniu charakter świecki, stąd nazwa. Dzień Wszystkich Świętych ma na celu uczczenie ludzi, którzy osiągnęli zbawienie. Dla chrześcijan to przykłady do naśladowania i orędownicy. Listopadowe święta to czas wyjątkowy. Od 1 do 8 listopada można uzyskać odpust zupełny. Z kolei 2 listopada, Dzień Zaduszny – to dzień modlitwy za tych, którzy znajdują się w czyśćcu i przygotowują się na przejście do nieba.

   

W efekcie dziś człowiek przypomina bezrefleksyjnego biegacza utrzymującego równowagę tylko wówczas, gdy biegnie naprzód – mówi radzyński proboszcz. Podobnie uważa diecezjalny egzorcysta, ksiądz prałat Mieczysław Lipniacki z parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej, zdaniem którego łatwiejszym zadaniem dla współczesnych, niż pytanie o śmierć i o życie, jest zrozumienie, czym jest szczęśliwe życie. – Czy można sobie wyobrazić szczęśliwsze życie niż to, które kończy się spokojnym spojrzeniem za siebie i przed siebie? – pyta retorycznie bialski prałat. Na inny kontekst listopadowego święta zwraca uwagę Wiesław Krawczyk z Białej Podlaskiej, który przed kilku laty pożegnał chorującego na nowotwór mózgu kilkuletniego synka i dziś wspiera innych rodziców, których dzieci przedwcześnie zmarły. – Gdy łódka znika za horyzontem, to nie znaczy, że jej nie ma, to tylko my jej nie widzimy. Tak jak nie widzimy słońca w nocy – mówi Wiesław Krawczyk. Sens, na który wskazuje, wielu spośród nas gubi w pogoni za statusem materialnym i społecznym próbując je przenieść nawet za grób. Na cmentarzach spotkamy grobowce kapliczki możnych rodzin i skromne groby zwykłych ludzi, jakby po śmierci ważne było celebrowanie sukcesów życia. A przecież, jak mawiał Voltaire, „śmierć jest dobrem dla wszystkich ludzi, pogodną nocą niespokojnego dnia – zwanego życiem”.

O sensie życia i śmierci wiele książek napisał Victor Frankl,

światowej sławy psychiatra, który zastanawiał się nad owym sensem w niezwykłym miejscu, jakim był obóz koncentracyjny. Przez 7 lat ten austriacki Żyd – który po opuszczeniu obozu przeszedł na katolicyzm – każdego ranka budził się ze świadomością, że nadchodzący dzień może być ostatnim. We wspomnieniach napisał: „Gdy zaproszono mnie na prelekcje dla więźniów skazanych na śmierć w komorze gazowej, powiedziałem im, że poznałem konfrontacje z komorą gazową, ale nawet wówczas nie wątpiłem, że życie ma sens, obojętne, czy trwa długo, czy krótko. Bo życie albo ma sens i wówczas musi go zachować niezależnie od długości, albo jest bez sensu i wówczas nie nabierze go, choćby trwało najdłużej. A następnie powiedziałem im, że nawet spartaczone życie może nabrać sensu poprzez postawę, jaką przyjmiemy na jego końcu”.