NIE TRAĆCIE NADZIEI

 

Andrzej Gwiazda: Były obchodzone hucznie, jak zwykle. Naczelnika więzienia przekonaliśmy, by dał nam choinkę, świeczkę zrobiliśmy sobie sami, przez destylację, z pasty do butów, mieliśmy opłatek, a nawet złotą nić, którą wypruliśmy z munduru siedzącego z nami w celi komandora. Szybko zrozumieliśmy, że jeżeli do zakładu karnego nie wjechał czołg z napisem „Solidarność”, rozrywając więzienną bramę, to spędzimy w celi i te święta i pewnie także święta Wielkiej Nocy. Na Boże Narodzenie było uroczyście i podniośle, czyli tak, jak być powinno. Nikt się nie załamywał. Sztuka siedzenia w więzieniu polega między innymi na umiejętności okiełznania emocji. Joanna Gwiazda: Święta 1981 roku spędziłam w więzieniu w Fordonie. Był barszczyk i kotleciki z ryby, bo naczelniczka była przyzwoitą osobą, która pozwoliła nam się zorganizować. I była uroczysta, podniosła atmosfera. To niezapomniany czas, bolesny, ale o wielkiej głębi uczuć. Niektóre z koleżanek były przekonane, że wywiozą nas na Wschód, do Związku Radzieckiego i że zrobią to właśnie w Wigilię. Dlatego niektóre z nas spały w butach, w oczekiwaniu na wywózkę. Zabrali nas jednak dopiero kilka dni później. I rzeczywiście – na wschód. Byłyśmy przekonane, że do Związku Radzieckiego, dlatego przez dziurę w podłodze stanowiącą zaimprowizowany wychodek wyrzucałyśmy karteczki z informacjami o naszym losie. Liczyłyśmy, że ktoś kiedyś je odnajdzie i nie znikniemy w łagrach anonimowo. Nasze obawy podtrzymywali konwojenci, którzy utwierdzali nas w przekonaniu, że zostaniemy przekazane Rosjanom. Odpowiedziałam im: nie cieszcie się tak, bo jak znam ten system, to najpierw załatwią nas, ale zaraz potem świadków. Miny im zrzedły i przestali nam dokuczać. Ostatecznie jednak wywieźli nas nie do ZSRR, a do więzienia w Gołdapi.

Dziś tamten czas oceniany jest ambiwalentnie. Według rozmaitych sondaży ponad 40 procent Polaków uważa, że Wojciech Jaruzelski wprowadzając stan wojenny i osadzając tysiące działaczy „Solidarności” w więzieniach, uratował Polskę przed wojną domową lub sowiecką interwencją…

AG: Ależ Jaruzelski właśnie wydał wojnę, i to przeciwko własnemu narodowi. Dziś Jaruzelski już nie rządzi, stan wojenny został dawno zniesiony, ale ta wojna w jakiejś mierze wciąż trwa. Gdy śpiewam „Boże coś Polskę”, zatrzymuję się przy frazie „Ojczyznę wolną pobłogosław Panie”, bo bardziej skłaniam się ku temu, by śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Trzydzieści jeden lat po wprowadzeniu stanu wojennego, dwadzieścia trzy lata po upadku komuny wojna polsko-jaruzelska wciąż trwa, bo ci, którzy dziś rządzą Polską, kontynuują dzieło tamtej ekipy! A najlepszym tego dowodem jest to, co zrobiono z katastrofą smoleńską.

Katastrofą – czy jak mówi Jarosław Kaczyńskim, zamachem?

AG: Gdy dowiedziałem się o tej tragedii, pierwsze, co pomyślałem, to: „A jednak się odważyli”. Nie miejmy złudzeń, to był zamach. A już to, że śledztwo w tej sprawie zostawiono rękach Rosjan powołując się na konwencję chicagowską, jest zdradą stanu. JG: Ja wciąż nie dowierzam, że część naszego narodu zgodziła się na takie zakłamanie. To niepojęte. Przecież w tej sprawie okłamywali nas od początku i okłamują po dziś dzień. Ta sytuacja najdobitniej pokazuje, w jak dramatycznym znajdujemy się położeniu.

Jakie jest wyjście z tej sytuacji?

AG: Pod wieloma względami jesteśmy w sytuacji gorszej niż pod zaborami. Wówczas zaborca był jawny, dziś działa podstępnie, niszczy podstawy najważniejszych wartości, na których opiera się naród: poczucie wspólnoty, tożsamości. Kanadyjscy eksperci wyliczyli, że w sensie ekonomicznym trzyletni plan Balcerowicza dokonał w Polsce więcej spustoszeń, niż II wojna światowa. Ale mimo wszystko i takich ocen nie wolno nam tracić nadziei, bo Polacy to naród, który pozwala się doprowadzić do sytuacji bez wyjścia – i wówczas to wyjście zawsze znajduje. Tak będzie i tym razem.

Rozmawiał: Wojciech Sumliński