Na początek, pomógł mi w tym proboszcz parafii, ks. Stanisław Gniedziejko. – Był 12 października 2008 r. Niedziela. Trwała poranna Msza Święta. Ksiądz Jacek Ingielewicz był jednym z kapłanów rozdzielających w tym dniu Komunię Świętą. Jedna z klęczących kobiet zwróciła mu uwagę na Hostię leżącą na czerwonej wykładzinie. Ksiądz Jacek podniósł ją z czcią i zgodnie z procedurami włożył do vasculum – srebrnego naczynka z wodą używanego przez kapłanów do obmywania palców po udzielaniu Komunii Świętej. Co było dalej? Otóż po zakończeniu Eucharystii siostra Julia Dubowska pełniąca w świątyni posługę zakrystianki zabrała vasculum z Hostią i przeniosła do zakrystii. Następnie przelała zawartość vasculum do innego naczynia i zamknęła w kościelnym sejfie. Nikt nie spodziewał się tego, co nastąpiło tydzień później. – 19 października siostra Julia zajrzała do naczynia i osłupiała. Hostia była częściowo rozpuszczona, ale na jej środku znajdowało się coś, co przypomina żywą krew. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wszystkich nas to zszokowało – opowiada ks. Gniedziejko. Poruszeni zajściem duchowni powiadomili Metropolitę Białostockiego, księdza Arcybiskupa Edwarda Ozorowskiego, który przybył do Sokółki wraz z Kanclerzem Kurii, księżmi infułatami i księżmi profesorami. Kolejne działania podejmowano w dyskrecji, nie ujawniając szczegółów zajścia osobom postronnym. Fragment czerwonej substancji trafił do ekspertyzy, której podjęli się – niezależnie – doświadczeni patomorfolodzy z białostockiego Uniwersytetu Medycznego, prof. Maria Sobaniec-Łotowska i prof. Stanisław Sulkowski. W rozmowie z panią profesor nie wyczuwam żadnych wątpliwości. – Tkanka która pojawiła się na Hostii była z nią w sposób ścisły złączona, co jest dowodem na to, że nie możemy mówić o ludzkiej ingerencji. W analizowanym materiale znalazłam wiele charakterystycznych pod względem morfologicznym wykładników wskazujących, że to tkanka mięśnia sercowego. Jednym z takich wykładników jest zjawisko segmentacji oraz fragmentacji – wyjaśnia Sobaniec-Łotowska. Podobną opinię wyraził na piśmie drugi z profesorów. Wysłuchałam głosów ludzi Kościoła i nauki, brakowało mi jeszcze sokólskiego spojrzenia zwykłych ludzi. W sklepiku z dewocjonaliami sprzedająca pamiątki Katarzyna Pasterniak wyczuła, że jestem nietutejsza. – Najwięcej pielgrzymów odwiedza nas latem. Przyjeżdżają autokarami i indywidualnie. Słychać wtedy różne gwary – śląskie, kaszubskie, góralskie. Zdarzają się goście z Afryki, Australii, Ameryki – wylicza pani Kasia. Okazuje się, że od kwietnia 2010 roku do grudnia 2011 do Sokółki przybyło ponad 400 pielgrzymek. Mimo to gościnni mieszkańcy tej pięknej podlaskiej miejscowości żyją swoim rytmem. – Oswoiliśmy się z tym wydarzeniem. Nosimy ten cud w sercu – przyznaje burmistrz Sokółki Stanisław Małachwiej. W przybywających tu ludziach jest skupienie, wyciszenie i pobożność.
– Doświadczenie obecności Chrystusa jest wielkim darem. Potwierdzenie tej prawdy sprawiło, że parafianie starają się otaczać Najświętszy Sakrament jeszcze większą czcią. Przeżywają liturgię z zaangażowaniem, z szacunkiem przyjmują Komunię Świętą. Codziennie uczestniczą w adoracji Najświętszego Sakramentu – mówi proboszcz Gniedziejko. Obok świątyni w kiosku ze zniczami trafiam na Czesławę Garbaczewską –Trochim. Mieszkanka Sokółki uczestniczyła w pamiętnej mszy 12 października 2008 r. – Doświadczyłam w życiu dwóch głębokich doznań – kiedy zmarł mój mąż i kiedy kapłan podniósł z podłogi komunikant. Codziennie jestem w kościele, odmawiam koronkę do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie – mówi pani Czesława.
Cud w Lanciano Bezpośrednia przemiana chleba Cud w Sokółce jest jednym z najbardziej niezwykłych, dotyczących bezpośredniej przemiany chleba i wina w żywa tkankę. Pierwszy udokumentowany cud eucharystyczny wydarzył się w VIII wieku w Lanciano we Włoszech. Przybył tam mnich, który przeżywał wątpliwości odnośnie obecności Chrystusa w Eucharystii, lecz mimo to gorliwie prosił o oświecenie. Gdy odprawiał mszę i wypowiadał słowa z ostatniej wieczerzy, hostia w jego rękach zamieniła się we fragment ludzkiego ciała, a wino w kielichu stało się prawdziwa krwią. Bóg sprawił, że przemiana, jaka dokonuje się podczas każdej Eucharystii, stała się widoczna dla ludzkiego oka. Ciało umieszczono w srebrnej monstrancji, krew – w kwarcowej ampułce. Dziś w miejscu, gdzie stała kaplica świętego Longina, usytuowana jest Bazylika świętego Franciszka. Na początku lat 70 minionego wieku sztab uczonych przeprowadził badania naukowe ciała i krwi. Badania trwały pół roku. 4 marca 1971 roku ogłoszono wyniki: stwierdzono, że ciało jest prawdziwym ciałem, zaś krew prawdziwa krwią. Ciało stanowi fragment mięśnia sercowego pochodzący z lewej komory. Naukowcy sprawdzili też grupę krwi cudownych relikwii i okazało się, że jest to grupa AB, bardzo rzadka we Włoszech (ma ją jedynie 3 procent Włochów) za to bardzo powszechna w Palestynie (występuje u 75 procent tamtejszej ludności ). Co więcej, krew z Lanciano należy do tej samej grupy, co znaleziona na Całunie Turyńskim, w którym wedle tradycji było owinięte ciało Jezusa Chrystusa. Prawdziwym zdumieniem uczonych napawał jednak fakt, że ciao i krew z Lanciano nie uległy zepsuciu przez ponad 1200 lat! To niezwykłe zjawisko jest cudem nieustającym. Wojciech Sumliński |
Rozmówczyni chętnie opowiada o łaskach doznanych dzięki modlitwom w sokólskiej świątyni. Dotychczas zgłoszono osiem uzdrowień fizycznych. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia Jacka Dębko z Sokółki. – Według racjonalnych przesłanek powinien już nie żyć. Pracował na wysypisku. Tam dostał się w tryby maszyny, która prasowała odpady. Jego czaszka została niemal zmiażdżona. Lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie – wspomina pani Czesława. Jednak rodzina pana Jacka nie poddała się. Odprawiono Mszę Świętą w jego intencji, bliscy modlili się przed Cząstkę Ciała Pańskiego. – Następnego dnia ze szpitala przyszły dobre wieści. Poszkodowany przestał gorączkować. Kolejne dni wprowadziły w szok i osłupienie lekarzy, bo stan pacjenta tak szybko się poprawiał, że wkrótce wybudzono go ze śpiączki. Jacek Dębko stracił oko, ale przeżył i ma się dobrze. Lekarze racjonaliści do dziś nie potrafią tego wytłumaczyć – relacjonuje Czesława Garbaczewska –Trochim. Prośby o modlitwy zalewają sokólską parafię. – Czytanie intencji tylko z jednego tygodnia zajęłoby 4 godziny. Pielgrzymi wpisują intencje do specjalnych ksiąg, inni przysyłają listy, niektórzy piszą emaile – mówi ks. Stanisław Gniedziejko. Kiedy próbuję sfotografować ołtarz z wystawioną Cząstką Ciała Pańskiego, starszy mężczyzna zwraca mi uwagę, że to nie czas i miejsce na błysk fleszy. W pierwszym momencie ignoruję jego uwagę. W myślach przywołuję jednak słowa jednej z moich rozmówczyń, Haliny Kowalenko. – Jeżeli ktoś wierzy, na pewno skorzysta z Cudu. To dla nas zaszczyt, że Jezus Chrystus wybrał naszą Sokółkę.
Podlasie
Podlaska Sokółka to cudowne miejsce, w którym doszło do wyjątkowego w dziejach Kościoła w Polsce cudu eucharustycznego. Ta niespełna 20 tysięczna miejscowość stała się moim niedzielnym punktem docelowym.
Na miejscu przywitało mnie sokólskie słońce i monumentalny kościół na wzgórzu. Wielki parking przy świątyni był już starannie utkany samochodami. Jakimś cudem znalazłam wolne stanowisko – bo też przywiódł mnie tu cud, ten z 2008 r, kiedy fragment konsekrowanej Hostii zamienił się w ludzkie ciało, w cząstkę Ciała Pańskiego. Po to znalazłam się w kościele pw. Św. Antoniego Padewskiego w Sokółce – by zgłębić tajemnicę cudu eucharystycznego. Na początek, pomógł mi w tym proboszcz parafii, ks. Stanisław Gniedziejko. – Był 12 października 2008 r. Niedziela. Trwała poranna Msza Święta. Ksiądz Jacek Ingielewicz był jednym z kapłanów rozdzielających w tym dniu Komunię Świętą. Jedna z klęczących kobiet zwróciła mu uwagę na Hostię leżącą na czerwonej wykładzinie. Ksiądz Jacek podniósł ją z czcią i zgodnie z procedurami włożył do vasculum – srebrnego naczynka z wodą używanego przez kapłanów do obmywania palców po udzielaniu Komunii Świętej. Co było dalej? Otóż po zakończeniu Eucharystii siostra Julia Dubowska pełniąca w świątyni posługę zakrystianki zabrała vasculum z Hostią i przeniosła do zakrystii. Następnie przelała zawartość vasculum do innego naczynia i zamknęła w kościelnym sejfie. Nikt nie spodziewał się tego, co nastąpiło tydzień później. – 19 października siostra Julia zajrzała do naczynia i osłupiała. Hostia była częściowo rozpuszczona, ale na jej środku znajdowało się coś, co przypomina żywą krew. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wszystkich nas to zszokowało – opowiada ks. Gniedziejko. Poruszeni zajściem duchowni powiadomili Metropolitę Białostockiego, księdza Arcybiskupa Edwarda Ozorowskiego, który przybył do Sokółki wraz z Kanclerzem Kurii, księżmi infułatami i księżmi profesorami. Kolejne działania podejmowano w dyskrecji, nie ujawniając szczegółów zajścia osobom postronnym. Fragment czerwonej substancji trafił do ekspertyzy, której podjęli się – niezależnie – doświadczeni patomorfolodzy z białostockiego Uniwersytetu Medycznego, prof. Maria Sobaniec-Łotowska i prof. Stanisław Sulkowski. W rozmowie z panią profesor nie wyczuwam żadnych wątpliwości. – Tkanka która pojawiła się na Hostii była z nią w sposób ścisły złączona, co jest dowodem na to, że nie możemy mówić o ludzkiej ingerencji. W analizowanym materiale znalazłam wiele charakterystycznych pod względem morfologicznym wykładników wskazujących, że to tkanka mięśnia sercowego. Jednym z takich wykładników jest zjawisko segmentacji oraz fragmentacji – wyjaśnia Sobaniec-Łotowska. Podobną opinię wyraził na piśmie drugi z profesorów. Wysłuchałam głosów ludzi Kościoła i nauki, brakowało mi jeszcze sokólskiego spojrzenia zwykłych ludzi. W sklepiku z dewocjonaliami sprzedająca pamiątki Katarzyna Pasterniak wyczuła, że jestem nietutejsza. – Najwięcej pielgrzymów odwiedza nas latem. Przyjeżdżają autokarami i indywidualnie. Słychać wtedy różne gwary – śląskie, kaszubskie, góralskie. Zdarzają się goście z Afryki, Australii, Ameryki – wylicza pani Kasia. Okazuje się, że od kwietnia 2010 roku do grudnia 2011 do Sokółki przybyło ponad 400 pielgrzymek. Mimo to gościnni mieszkańcy tej pięknej podlaskiej miejscowości żyją swoim rytmem. – Oswoiliśmy się z tym wydarzeniem. Nosimy ten cud w sercu – przyznaje burmistrz Sokółki Stanisław Małachwiej. W przybywających tu ludziach jest skupienie, wyciszenie i pobożność. – Doświadczenie obecności Chrystusa jest wielkim darem. Potwierdzenie tej prawdy sprawiło, że parafianie starają się otaczać Najświętszy Sakrament jeszcze większą czcią. Przeżywają liturgię z zaangażowaniem, z szacunkiem przyjmują Komunię Świętą. Codziennie uczestniczą w adoracji Najświętszego Sakramentu – mówi proboszcz Gniedziejko. Obok świątyni w kiosku ze zniczami trafiam na Czesławę Garbaczewską –Trochim. Mieszkanka Sokółki uczestniczyła w pamiętnej mszy 12 października 2008 r. – Doświadczyłam w życiu dwóch głębokich doznań – kiedy zmarł mój mąż i kiedy kapłan podniósł z podłogi komunikant. Codziennie jestem w kościele, odmawiam koronkę do Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie – mówi pani Czesława. Rozmówczyni chętnie opowiada o łaskach doznanych dzięki modlitwom w sokólskiej świątyni. Dotychczas zgłoszono osiem uzdrowień fizycznych. Najbardziej zapadła mi w pamięć historia Jacka Dębko z Sokółki. – Według racjonalnych przesłanek powinien już nie żyć. Pracował na wysypisku. Tam dostał się w tryby maszyny, która prasowała odpady. Jego czaszka została niemal zmiażdżona. Lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie – wspomina pani Czesława. Jednak rodzina pana Jacka nie poddała się. Odprawiono Mszę Świętą w jego intencji, bliscy modlili się przed Cząstkę Ciała Pańskiego. – Następnego dnia ze szpitala przyszły dobre wieści. Poszkodowany przestał gorączkować. Kolejne dni wprowadziły w szok i osłupienie lekarzy, bo stan pacjenta tak szybko się poprawiał, że wkrótce wybudzono go ze śpiączki. Jacek Dębko stracił oko, ale przeżył i ma się dobrze. Lekarze racjonaliści do dziś nie potrafią tego wytłumaczyć – relacjonuje Czesława Garbaczewska –Trochim. Prośby o modlitwy zalewają sokólską parafię. – Czytanie intencji tylko z jednego tygodnia zajęłoby 4 godziny. Pielgrzymi wpisują intencje do specjalnych ksiąg, inni przysyłają listy, niektórzy piszą emaile – mówi ks. Stanisław Gniedziejko. Kiedy próbuję sfotografować ołtarz z wystawioną Cząstką Ciała Pańskiego, starszy mężczyzna zwraca mi uwagę, że to nie czas i miejsce na błysk fleszy. W pierwszym momencie ignoruję jego uwagę. W myślach przywołuję jednak słowa jednej z moich rozmówczyń, Haliny Kowalenko. – Jeżeli ktoś wierzy, na pewno skorzysta z Cudu. To dla nas zaszczyt, że Jezus Chrystus wybrał naszą Sokółkę.