OFIARA BIAŁORUSKIEGO BEZPRAWIA

Szkopuł w tym, że dotychczas ani „czwarta władza”, ani służby dyplomatyczne nie rozwiązały problemu rodziny Strzelców. Pechowa historia ma swój początek w kwietniu 2012 roku. – Wybraliśmy się ze znajomymi na wycieczkę do Mińska. Tuż po przekroczeniu granicy zaczął nam szwankować samochód, 15-letni jeep grand cherokee. Zostawiliśmy auto u znajomych w Brześciu. Jak się później dowiedzieliśmy, syn naszych przyjaciół bez pytania postanowił przejechać się naszym samochodem. Zatrzymała go milicja. Auto było na polskich numerach rejestracyjnych, a chłopak nie miał dokumentów, dlatego od razu wezwano służby celne, które skierowały sprawę do sądu – relacjonuje mąż pani Teresy, Jarosław Strzelec. Wtedy ruszyła sądowniczo- -biurokratyczna machina, której efekty najdotkliwiej odczuwa pani Strzelec. – Wynajęliśmy adwokata. Sprawa przeszła przez trzy instancje. W styczniu tego roku sąd orzekł, że białoruski urząd celny ma nam zwrócić auto. Pojechaliśmy po odbiór, ale samochodu nie było – mówi zdenerwowany mieszkaniec Ortela Królewskiego. Okazało się, że celnicy sprzedali jeepa we wrześniu 2012 roku! – Powiedzieli nam, że mogą oddać pieniądze za samochód, ale zostalibyśmy obciążeni cłem. Proszę sobie wyobrazić, że auto które było warte kilka tysięcy złotych obłożono cłem, które wraz z odsetkami na dzień dzisiejszy oscyluje w granicach 80 tys. złotych – podaje Strzelec. Małżeństwo nie zapłaciło absurdalnej sumy, pieniędzy za jeepa również nie otrzymało. Ponadto, gdy 5 marca Strzelcowie przyjechali do Brześcia, kobiecie anulowano wizę, zatrzymując ją na Białorusi. – Strażnicy graniczni powiedzieli, że nie wjedzie do Polski, bo ma nieuregulowane płatności – dodaje mąż przetrzymywanej kobiety.

Aleksander Łozicki, konsul Republiki Białoruś w Białej Podlaskiej (wypowiedź z 28 marca)

Wczoraj dostałem oficjalną odpowiedź od białoruskiej służby celnej. Proszę jednak uszanować moją decyzję – przed świętami nie chcę komentować sprawy Teresy Strzelec. Niestety, wiele jest kłamstwa w tym, co podają media. Podkreślam jednak, że zarówno Polska, jak i Białoruś mają swoje przepisy, które musimy szanować. Pani Teresa nie podporządkowała się tym przepisom. Białoruś nigdy nie miała i nie ma złych intencji wobec obywateli Polski.

O bezprecedensowym przypadku pani Teresy dowiedział się m.in. Konsulat Generalny RP w Brześciu oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP. – Zarówno konsulat, Ambasada RP w Mińsku, jak i MSZ podejmowały i podejmują działania mające na celu umożliwienie Teresie Strzelec jak najszybszego powrotu do Polski. Nie przyniosły one jednak dotychczas skutku. Ostatnim potwierdzeniem aktywności polskich służb dyplomatycznych było wezwanie ambasadora Republiki Białoruś w Warszawie do MSZ RP, które miało miejsce 26 marca – informuje Anna Nowakowska, Konsul Generalny RP w Brześciu. Z kolei polski MSZ wydał oświadczenie, z którego dowiadujemy się, że „z uwagi na brak postępów w sprawie Ambasada RP w Mińsku na prośbę konsulatu Generalnego w Brześciu przekazała do departamentu konsularnego MSZ Republiki Białoruś notę wyrażającą zaniepokojenie łamaniem praw naszej obywatelki przez białoruskie służby celne”. Z naszych ustaleń wynika, że Urząd Celny w Brześciu dopuszcza dwa sposoby uchylenia decyzji o zatrzymaniu pani Teresy na białoruskim terytorium – zrzeczenia się samochodu na rzecz Skarbu Państwa lub zapłacenia naliczonego cła z odsetkami. – To jest jawna grabież. Celnicy popełnili błąd, a moja żona stała się kozłem ofiarnym – mówi z wyrzutem Strzelec. Mężczyzna martwi się o żonę, która mieszka kątem u znajomych. Na szczęście mają ze sobą kontakt internetowy. – Jesteśmy zmęczeni zaistniałą sytuacją. Mamy zszargane nerwy. Nie wiem, co jeszcze możemy zrobić – zastanawia się bezradnie mieszkaniec Ortela Królewskiego, który od ponad trzech tygodni czeka z kilkunastoletnim synem na żonę. Czy ta dramatyczna historia zakończy się wielkanocnym happy endem? Przekonamy się wkrótce.