W czasie studiów na toruńskim Uniwersytecie Mikołaja Kopernika poznała wolontariuszy z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. – Najpierw, w lipcu 2010 r., z grupą znajomych wyjechałam do Albanii, gdzie pracowałam z dziećmi na półkoloniach – opowiada międzyrzeczanka. Jej życiowym marzeniem był jednak wyjazd do Afryki. – Decyzja o wolontariacie misyjnym kiełkowała we mnie długo. Przez rok, co miesiąc, przyjeżdżałam do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie, by się „formować”, tzn. przygotowywać do podróży – wyjaśnia Alicja. Podczas spotkań ochotnicy uczestniczą w rekolekcjach, warsztatach pedagogicznych i medycznych, rozmawiają z psychologami, misjonarzami i doświadczonymi wolontariuszami. – W Salezjańskim Ośrodku Misyjnym pomoc kierowana jest do dzieci i młodzieży – dodaje nasza rozmówczyni. We wrześniu 2011 r. Alicja trafiła do placówki salezjanek w Mansie, gdzie przez rok pracowała w przedszkolu, szkole i oratorium, zambijskim odpowiedniku świetlicy. – Ze mną wyjechała jeszcze jedna Polka, Ania. Na miejscu spotkałyśmy siostry i wolontariuszy z całego świata – wspomina 23-latka. Studentka animowała dzieciom czas wolny, starszych uczyła historii. – Popołudnia spędzałam w oratorium, gdzie zaglądały tłumy dzieciaków. Wiele z nich nie chodzi do szkoły, nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. Starałam się poznać ich język „bemba”, bo mimo tego, że angielski jest językiem urzędowym, większość maluchów mówi po swojemu, a w Zambii jest siedemdziesiąt języków. Wolontariuszka przyznaje, że zmęczenie fizyczne i psychiczne często dawało o sobie znać. – Targały mną skrajne emocje, ale nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak podczas pobytu w Zambii. Wiedziałam, że to co robię, ma sens. Malutkie przedszkolaki, to dzieci spragnione miłości – opisuje Alicja. Przekonuje, że wejście w inny świat, to doświadczenie, które rzutuje na całe życie. – Chłonęłam wszystko, na każdym kroku coś mnie zaskakiwało, począwszy od zachowania, poprzez ubiór, skończywszy na jedzeniu. Pobyt w Afryce pozwolił mi spojrzeć na siebie z dystansu, bo oderwani od codziennego schematu obserwujemy siebie w innej perspektywie. Z Zambii wróciłam odmieniona. Bo przecież „tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono” – 23-latka zawiesza głos, po czym dodaje. – O tym, co tam przeżyłam, nie zapomnę nigdy. Wolontariat żyje we mnie i nadal kiełkuje. Działam dalej, ale już w innej formie, poprzez fundację „Usłyszeć Afrykę”, gdzie jestem zaangażowana w projekt budowy kliniki w Zambii – opowiada. 23-latka kontynuuje studia na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Oprócz tego stara się walczyć ze stereotypami. – Nie możemy wrzucać afrykańskich krajów do jednego worka. Obok centrów handlowych są małe targowiska, czteropasmowe drogi i piaszczyste ścieżki, biznesmeni zarabiający krocie i ludzie żyjący na ulicy. Mogą nie mieć prądu w domu, ale mają telefony komórkowe. Pamiętam, z jakim entuzjazmem śledzili ME w piłce nożnej. Afryka potrzebuje pomocy, ale nie chce jałmużny, a raczej współpracy – podkreśla studentka. Wrażeniami z Czarnego Lądu międzyrzeczanka na bieżąco dzieliła się na blogu „Uśmiech Afryki”. Warto tam zajrzeć!