MATCZYNA MIŁOŚĆ W CZASACH ZARAZY

– Pamiętam, że miałam pójść do pierwszej klasy, gdy moja kochana mama wyszykowała mnie i brata, a sama udała się do fabryki samolotów, gdzie pracowała. Niespodziewanie wróciła zapłakana. Nad miastem unosił się dym, fabryka została zbombardowana. Niedługo później Niemcy opanowali Białą – wspomina nasza rozmówczyni. Pomimo trudnych czasów pani Janina skończyła siedem klas podstawówki, jej szkoła zmieniała swoje lokum aż pięć razy. Na dalszą edukację nie było szans, nieliczni mogli pozwolić sobie na prywatne lekcje. – Wszystkiego brakowało, pamiętam, że mama, której było bardzo ciężko, ale kochała nas ze wszystkich sił, uszyła mi sukienkę z prześcieradła, które wcześniej ufarbowała. Byłam bardzo szczuplutka, bo nie miałam apetytu. Jadło się albo chleb albo ziemniaki z mlekiem. Czasami z bratem chodziliśmy do niemieckiego śmietnika, bo tam były resztki lepszych produktów – wspomina. Gdy okupanci zajęli miasto, robili rewizje w każdym domu. – Część rzeczy mama z tatą przenieśli do schronów, które urządzili w sadzie. Któregoś dnia przyszli żandarmi, przewrócili wszystko do góry nogami i zabierali, co uznali za przydatne. Od nas wzięli godło Polski, które znaleźli w szufladzie – opowiada bialczanka. Przed wojną wielu sąsiadów pani Janiny miało żydowskie korzenie. – W biały dzień Niemcy rozstrzeliwali Żydów, także dzieci, na oczach ich zrozpaczonych matek. Widziałam, jak później na wozie transportowali stosy trupów i wysypywali do jamy w miejscu, gdzie obecnie jest cmentarz żydowski przy ul. Nowej – opowiada pani Janina. Momenty, kiedy nie wiedziała czy przeżyje, pamięta najbardziej. – Nocami nie mogłam spać, cała byłam roztrzęsiona, ale wtedy zawsze była przy mnie mama. Też się bała, bo każdy człowiek boi się śmierci, tak samo dziecko, jak i dorosły, ale mimo to była mi otuchą i ostoją. Bez jej miłości w tych czasach zarazy bym nie przetrwała. Do Niemców mam ogromny żal i niechęć do dziś, choć wiem, że powinnam wybaczyć. Ale trudno mi się z tego wyleczyć, pozostał uraz na całe życie – mówi ze smutkiem. – Gdy patrzę na dzisiejszy świat, to widzę, że z rzeczy materialnych dzieci mają prawie wszystko, ale gdy ja byłam dzieckiem, to mimo biedy i licznych tragedii ludzie byli dla siebie życzliwsi, starali się sobie pomagać ze wszystkich sił – podkreśla nasza rozmówczyni. Pani Janina otoczona jest pamiątkami i fotografiami swoich dzieci, wnuków i prawnuków. – Z tych trudnych czasów została mi ogromna miłość do ludzi. Marzyłam, by moje dzieci miały dobre życie i tak się stało. Bardzo je kochałam i ze wszystkich sił starałam się, by nic złego im się nie przytrafiło. Dziś już ich nie ma, ale moja miłość do nich trwa – opowiada wzruszona 82-latka, której losy są potwierdzeniem, że miłość matczyna wszystko przetrwa, bez względu na karty historii i koleje losu.