Samolot rozpadł się w powietrzu – mówi profesor Wiesław Binienda

W tym samym czasie skontaktowałem się z dr Kazimierzem Nowaczykiem (również członek zespołu parlamentarnego –przyp. red.) z propozycją współpracy w ramach zespołu parlamentarnego. W rezultacie, po raz pierwszy zaprezentowałem publicznie wyniki swoich analiz na platformie niezalezna.tv. Dodam, że to wyniki, które przeczą konkluzjom państwowym.

 

Czy w związku z tym spotkał się z Pan z atakami na swoją osobę?

Wielokrotnie dostawałem emaile pełne paszkwili. Wiosną 2012 roku organizowałem w Pasadenie międzynarodową konferencję, na którą postanowiłem zaprosić m.in. przedstawicieli komisji Millera. Ku mojemu zaskoczeniu nie dostałem od nich abstraktów proponowanych prezentacji, tylko obrazoburcze emaile. To była dopiero pierwsza tura insynuacji. W miarę postępujących badań, prezentowałem swoje wyniki i dostawałem kolejne dawki obraźliwych emaili.

To przykre doświadczenie, że najwięcej ataków otrzymuje Pan ze strony swoich rodaków…

Oczywiście. To boli z kilku powodów. Każdy kraj powinien szanować swoją kadrę naukową. W Stanach Zjednoczonych profesorowie podobnie jak żołnierze cieszą się wielką społeczną estymą. Naukowcy nie robią tam kariery dla pieniędzy, nie zarabiają najwięcej. Panuje przekonanie, ze profesorowie poświęcają się nauce z powołania. Chciałbym aby Polska była dumna ze swojego absolwenta, bo skończyłem m.in. Politechnikę Warszawską. A tymczasem spotkałem się z insynuacjami, które trafi ały również do moich przełożonych i współpracowników. W efekcie moja reputacja nie została nadszarpnięta, bo grono moich bliskich dobrze mnie zna. To zaszkodziło reputacji Polski.

Wyniki badań publikował Pan w międzynarodowych pismach naukowych, prezentował je Pan również na konferencjach i seminariach na całym świecie. Jak odebrano pańskie analizy?

Całkowicie inaczej niż w Polsce. Przede wszystkim, mogę liczyć na merytoryczną dyskusję, na konfrontację z innymi naukowcami. Dotychczas, zawsze spotykałem się z opiniami, że moje badania reprezentują najwyższy poziom, a wyniki nie budzą zastrzeżeń. Nawet w Chinach, na uniwersytecie w Pekinie, jeden z profesorów, stwierdził, że moja praca powinna być oczywistym przekazem dla całego świata.

Panie profesorze, jakie konkluzje płyną z pańskich badań?

Moim punktem wyjścia były raporty MAK-u i komisji Millera. Weryfikując wyniki, stopniowo wykluczyłem rolę „pancernej brzozy” jako przyczynę katastrofy smoleńskiej. Skrzydło Tupolewa jest tak solidnie zbudowane, że raczej wyrwie pół kadłuba niż się złamie. Ponadto, niezależnie od tego, czy kadłub upada obrócony do góry kołami, czy odwrotnie, nie jest możliwe, by ściany i sufi t kadłuba zostały wywinięte tak, jak widać na zdjęciach wraku ze Smoleńska. Symulacje, jakie przeprowadziłem, wskazują na eksplozję wewnątrz samolotu i w jej efekcie takie właśnie uszkodzenia kadłuba. Gdyby nie doszło do eksplozji w samolocie, jego uderzenie w ziemię powinno pozostawić kratery. Natomiast, brak kraterów i duże wrakowisko świadczy o rozpadzie samolotu w powietrzu.

Praca w Zespole Parlamentarnym ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154, to zapewne istotny moment w pańskiej karierze.

Mój wkład w pracę zespołu z pewnością nie pomoże mi w uzyskaniu wyższego stopnia naukowego, bo posiadam już ten najwyższy, czyli tytuł profesora zwyczajnego. Poza tym jestem dziekanem wydziału na Uniwersytecie w Akron. W nawiązaniu do pani pytania – odnotowałem jednak pewien wymierny sukces: „Journal of Aerospace Engineering” pismo którego jestem redaktorem naczelnym, z kwartalnika przekształci się w dwumiesięcznik. Ale to oczywiście dodaję pół żartem pół serio.

Co jest głównym polem pańskich badań na Uniwersytecie w Akron?

Zajmuję się przede wszystkim technologią wytwarzania materiałów kompozytowych. To właśnie ta technologia została wybrana do budowy nowego silnika odrzutowego General Electric GEnx, który montowany jest w najnowszych samolotach Boeing 787 Dreamliner. Takim rozwiązaniem interesuje się również Rolls-Royce. Ale poza dumą i nagrodami, nie mam z tego dodatkowych korzyści. Pracuję na stanowej uczelni, a w Ameryce jest takie prawo, że jako profesor jestem autorem osiągnięć, ale ich właścicielem jest uczelnia.

Jakie wrażenia wywozi Pan z Podlasia?

Wyłącznie dobre. Podlasie, to wspaniały zakątek Polski, w którym jest wiele niezwykłych miejsc i wspaniała przyroda, m.in. mnóstwo bocianów, których w Stanach Zjednoczonych nie ma w ogóle. W odniesieniu do Podlasia mam również odniesienia sentymentalne, bo w trakcie okupacji niemieckiej w Polsce w pobliskim Międzyrzecu ukrywał się mój ojciec. Jestem bardzo wdzięczny senatorowi Grzegorzowi Biereckiemu za to zaproszenie. Chciałbym tu koniecznie wrócić, by lepiej poznać ten przepiękny region.