Piszę, bo mnie to bawi

Mistrzostwo Polski i brązowy medal Mistrzostw Europy w skoku w dal to największe osiągnięcia sportowe Waldemara. Dla wielu sportowców takie wyniki pozostają w sferze marzeń, jednakże mistrz z perspektywy czasu ocenia je jako skromne. – Sportowi dużo zawdzięczam. Treningi to ciężka praca, ale uczy ona systematyczności, obowiązkowości oraz uczciwości wobec innych i samego siebie. Sport mnie ukształtował, wzmocnił charakter – przyznaje Waldemar. Gdy był nastolatkiem, nie tylko z zapałem uprawiał lekkoatletykę, ale również pisał wiersze. Nie afiszował się jednak ze swoją twórczością. Pełna konspiracja: utwory chował gdzieś głęboko, aby nikt ich nie przeczytał. Wstydził się, że pisze wiersze. Sportowiec i poeta – taki mariaż wykluczał się wzajemnie w mniemaniu młodego chłopaka. Był przekonany, że gdy ten fakt wyjdzie na jaw, rówieśnicy zabiją go śmiechem.

Taką miałem potrzebę

Po zakończeniu kariery sportowej wykładał na bialskim AWF. Potem wyjechał do Kanady. Po powrocie do kraju podjął pracę w Europejskim Centrum Kształcenia i Wychowania w Rozkoszy. – Brak treningów i mniej zajęć domowych, spowodowały, że miałem dużo czasu wolnego. Wiele czytałem, nie opuszczała mnie również potrzeba pisania. Postanowiłem napisać powieść – wspomina Waldemar. Początki twórczości były toporne i – co gorsza – efekty kompletnie nie zadawalały autora. Wciąż poprawiał to, co napisał wcześniej. Po przełamaniu pierwszych trudności tworzenie kolejnych części przyszło mu znacznie łatwiej. Tak powstała powieść „Wygrać to nie wszystko”. Gotowy utwór dał do przeczytania najbliższym. Po usłyszeniu ciepłych słów nabrał przekonania, że tej powieści nie będzie się wstydził. Postanowił wydać książkę. Ukazała się ona w grudniu ubiegłego roku. – Jest to rzecz o miłości, życiowych wyborach, przemyśleniach, refleksjach. Nie jest to jednak autobiografii a, jak mniemają niektórzy czytelnicy, chociaż główny bohater posiada wiele moich cech – zapewnia autor. Obecnie pisze kolejną książkę.

Spotkanie z poetami
(fragment)
Jaka szkoda, żeś mnie nie zaprosił,
do „Baru pod zdechłym psem”.
Było trochę za wcześnie.
Wiem.
To dla mnie zaczynały rozpalać się latarnie,
te listopadowe,
mimo, że świeciły marnie.
Zaraz powiem.
Szarugi dopiero przed nami,
a my sami.
I życie jakoś tak przeleciało,
a tego życia wciąż mało.

Dobrze mi w świecie literatury

Miłością do języka ojczystego, jego pięknem emanującym z utworów najwybitniejszych polskich pisarzy, zaraził się w liceum. – Przyznaję, w szkole nie przykładałem się do nauki języka polskiego. Wówczas ważniejszy był dla mnie sport i treningi. Dzięki cudownej pani profesor, Annie Tomkiel, mogłem jednak poznać i docenić wartość i bogactwo literatury. Pani Ania to nie tylko wspaniały pedagog, wychowawca i polonista, to również przyjaciel i niezwykły człowiek – mówi z uznaniem Waldemar.

Zabawy słowem

Pierwsza publikacja przyniosła mu wiele satysfakcji. Wydał książkę, której nie musi się wstydzić. W wolnych chwilach pisze wiersze. – To jest znakomita zabawa, słowna gra, która przynosi wiele radości. Siadając do pisania nigdy nie wiem, co napiszę – przyznaje Waldemar. Wszystko, co podpowiada mu natchnienie i twórcza wena, zapisuje w formie wiersza. Część tych utworów ląduje w koszu. Wybrane wiersze pozostawia jednak i do nich powraca. Uzbierało się już ich ponad 150. Wkrótce wyda swój pierwszy tomik. – Pisanie wierszy, zabawy ze słowami sprawiają mi prawdziwą radość. Znakomicie się przy tym relaksuję – stwierdza Waldemar Golanko.