Słodko-gorzki smak wolności

Druga połowa lat 80. upływała w atmosferze apatii i marazmu. Ruch związkowy był rozbity i spacyfikowany, dlatego strajki, które wybuchły na przełomie kwietnia i maja 1988 roku zaskoczyły zarówno władze, jak i po części działaczy opozycji. Dały one nadzieję wątpiącym oraz impuls do działania. Tak było nie tylko w dużych ośrodkach miejskich, gdzie do strajków włączały się kolejne zakłady pracy, a na ulicach pojawili się demonstranci.

Również na prowincji zaczęła ponownie kiełkować nadzieja

– Spotykaliśmy się systematycznie w sali parafialnej kościoła św. Piotra i Pawła w Międzyrzecu Podlaskim – opowiada Ryszard Turyk. – Omawialiśmy różne sprawy, były dyskusje i prelekcje. Przyjeżdżała Biała Podlaska i Radzyń Podlaski. Kilkadziesiąt osób, głownie z „Solidarności”, ale także z Klubu Myśli Politycznej Dziekania oraz Towarzystwa Powściągliwość i Praca – wspomina. Dynamiczny rozwój sytuacji w kraju zachęcał do odważnych działań. Już w 1988 roku grupa działaczy, wśród których był Andrzej Dzięga, złożyła w bialskim sądzie wniosek o ponowną rejestrację NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych. Obrady „okrągłego stołu” przyjęto z entuzjazmem. Władza ustępowała. Niewiele osób zastanawiało się wtedy, co jest tego przyczyną. – Byliśmy o 25 lat młodsi, znaliśmy realia ustroju, wiedzieliśmy, że nic nie będzie proste – mówi Andrzej Dzięga. – Był w nas jednak entuzjazm, myśleliśmy, że inaczej się to wszystko potoczy.

Obywatelska samoorganizacja

Okres przed czerwcowymi wyborami 1989 roku naznaczony był ciężką pracą. Setki wyjazdów w teren, liczne spotkania z mieszkańcami. Opozycyjni działacze starali się dotrzeć wszędzie, do najmniejszych miejscowości. – Podstawowym pojazdem były wtedy Fiaty 126 p, trzeba było nimi jeździć po terenie i był to spory problem, bo bardzo często się psuły – wspomina Andrzej Dzięga. – Na mitingi wyborcze przychodziły tłumy, nie da się tego porównać do frekwencji na podobnych spotkaniach obecnie – zauważa. Solidarnościowe struktury odtwarzano we wszystkich miastach, pod szyldem Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. W kwietniu 1989 roku Ryszard Turyk został szefem Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego. W Międzyrzecu Podlaskim działania koordynował Zbigniew Wasylów. Andrzej Dzięga był przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego Ziemi Radzyńskiej. W Białej Podlaskiej na czele tymczasowej komisji organizacyjnej NSZZ „Solidarność” stanął Marian Kwiatkowski.

Bezpieka nie poddawała się łatwo

– Mieliśmy świadomość, że komunistyczne władze bacznie się naszym działaniom przyglądają – mówi Andrzej Dzięga. – Podsłuchy były powszechne. Dziś nie wiadomo, kto podsłuchuje, jak i dlaczego. Wtedy często było to oczywiste. Podjeżdżał samochód pod dom. I gdy włączali aparaturę podsłuchową, to od razu ginął sygnał w odbiornikach radiowych i telewizyjnych – wspomina. W Międzyrzecu Podlaskim współpracę z działaczami opozycji nawiązał funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. – Mądry człowiek, był ewenementem – mówi Ryszard Turyk. – Przekazywał nam wiele informacji o tym, co się dzieje. Powstała już po czerwcowych wyborach komisja weryfi kacyjna, która oceniała esbeków, wydała mu negatywną opinię. Razem ze Zbyszkiem Wasylowem chcieliśmy w jego sprawie interweniować, ale ostatecznie on sam się na to nie zgodził. Powiedział, że ma dosyć tego bagna. Gdyby wszyscy byli tacy jak on, to z pewnością byłoby nam łatwiej – stwierdza.

Wybory: entuzjazm, euforia, radość

Wyniki czerwcowych wyborów przyjęto z ogromnym entuzjazmem. Z województwa bialskopodlaskiego „Solidarność” do Sejmu delegowała Jacka Szymanderskiego. W Senacie zasiedli lokalni działacze – Andrzej Czapski i Mieczysław Trochimiuk. – Entuzjazm był ogromny, zaraz potem przyszło jednak pierwsze przebudzenie, gdy prezydentem został Wojciech Jaruzelski – mówi Ryszard Turyk. – Szybko zrozumiałem, że to pozorowana, reglamentowana wolność – dodaje. Ryszard Turyk rok później znalazł w grupie 18 sygnatariuszy, którzy razem z Jarosławem Kaczyńskim założyli Porozumienie Centrum. Dziś jest w Prawie i Sprawiedliwości. – Nie mam powodów, aby świętować datę 4 czerwca – stwierdza. – Nie taka Polska jak teraz, nam się wtedy marzyła. Rządzą nami ludzie nastawieni antyobywatelsko. Matki nie chcą rodzić dzieci w kraju, bo nie mogą ich tu w godnych warunkach wychowywać. Młodzi ludzie wyjeżdżają za granicę, bo nie widzą tu dla siebie perspektyw. Mamy tysiące osób wykluczonych, żyjących na skraju ubóstwa. To smutna refl eksja, co tu świętować – pyta.

Rocznicowe obchody

Czwartego czerwca 2014 roku Andrzej Dzięga wziął udział w uroczystej sesji, jaką zorganizowano w Radzyniu Podlaskim z okazji rocznicy wyborów 1989 roku. Wrócił z niej rozczarowany. – Słuchając tego, co tam mówiono można było odnieść wrażenie, że ówczesnego przełomu dokonała garstka ludzi do spółki z Jaruzelskim – komentuje. – Wmawiano, jakie to wspaniałe przeobrażenia przeszedł nasz kraj. Szkoda, że zapomniano o tych wszystkich zakładach pracy, które zostały zlikwidowane po 1989 roku. O ludziach, którzy stracili pracę. O szeregowych członkach „Solidarności”, bez których wspomniana garstka nic nie byłaby w stanie zrobić. To także nasza wina. Myśmy tych ludzi zostawili w skarpetkach, a często i bez skarpetek – stwierdza.