Bursztynową euforię i wzrost zainteresowania jego wydobyciem spowodował niebotyczny skok cen jantaru, związany ze wstrzymaniem eksportu przez Rosję, będącą największym dostawcą tego surowca, oraz moda na bursztynowe ozdoby, która opanowała Chiny.
Pomorskie Clondike
Gdańskie dzielnice Przeróbka i Stogi przez wiele lat niszczone były przez „pompiarzy” – ludzi trudniących się nielegalnym pozyskiwaniem bursztynu, a wygląd nadmorskiego lasu kojarzył się niedzielnym spacerowiczom z krajobrazem po bitwie: przewrócone wskutek podmycia sosny, ściółka przysypana grubą warstwą wymywanego przez pompy piasku i głębokie niczym po pociskach leje. Upodobali sobie zwłaszcza nocną pracę w niezamieszkałych okolicach budowanego Portu Północnego, do którego wiodła niczym nie osłonięta i nieużytkowana wówczas przez nikogo o tej porze szosa. „W kieszeni” mieli wszystkich. Światła jadącego samochodu widoczne z ponad 1 km oznaczały okazjonalną kontrolę z komendy wojewódzkiej milicji. Mieli czas na ukrycie sprzętu i urobku, a po odjeździe patrolu – kontynuowali robotę… Ostatnio bursztynowa gorączka na Pomorzu Gdańskim wybuchła ze zdwojoną siłą. O koncesję wydobywczą na eksploatowanych przez wiele lat terenach w okolicach Gdańska występują kolejne firmy, choć tamtejsze udokumentowane zasoby to ledwie 30 ton. Złoża zalegają na tyle płytko, że eksploatowane są metodą wypłukiwania. Rośnie również liczba nielegalnych poszukiwaczy, którym rzecz jasna ani się śni rekultywacja penetrowanego terenu, do czego zobowiązane są przedsiębiorstwa posiadające koncesję. „Nielegalni” ryją i wypłukują nawet przy wejściach na plaże.
Bogactwo nie wabi
Podgdańskie zasoby to jednak nic w porównaniu ze złożem w okolicach Górki Lubartowskiej, zawierającym według Państwowego Instytutu Geologicznego ponad 1 tys. ton bursztynu; to bagatela – złoże ponad 30 razy większe – od pomorskich. – To ogromne złoże, mając na uwadze, że roczne zapotrzebowanie krajowe to ledwie kilkanaście ton tego minerału. Udokumentowane wstępnie – podkreślam: wstępnie – zostało już przed wielu laty za państwowe pieniądze, zatem przedsiębiorstwo, które podjęłoby wydobycie, już na wstępie uniknęłoby potężnych wydatków – mówi Mirosław Rutkowski, rzecznik prasowy Państwowego Instytutu Geologicznego. Mimo tego jednak nikt nie kwapi się do uzyskania koncesji na jego eksploatację. – Żadna fi rma ani spółka nie wystąpiła dotąd o wydanie koncesji na wydobycie bursztynu z żadnych złóż zlokalizowanych na terenie województwa lubelskiego – twierdzi Beata Górka, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie.
Górka to tylko wierzchołek
Perspektywiczne zasoby bursztynu na terenie północnej lubelszczyzny, a więc w powiatach lubartowskim, parczewskim i radzyńskim są ponad 50-krotnie większe od udokumentowanego wstępnie złoża w Górce Lubartowskiej. Według bilansu perspektywicznego Ministerstwa Środowiska na 31 grudnia 2009 roku liczą one ponad 55 tys. ton bursztynu. Sceptycy twierdzą: na Kaszubach jest ponad 643 tys. ton i co z tego? Ano to, że tamtejsze złoża zalegają na głębokościach uniemożliwiających konwencjonalną i najtańszą ich eksploatację: metodą odkrywkową bądź wypłukiwania. Nasze złoża zalegają na tyle płytko, że pozwalają na skorzystanie z obu powyższych sposobów.
Euforia i trzeźwość
Kiedy to nastąpi? Zainteresowani pozyskiwaniem bursztynu muszą liczyć się z tym, że nawet po pokonaniu proceduralnych obwarowań, będą musieli ponieść wysokie koszty poprzedzające prace wydobywcze. Żadnych oporów nie będą mieli za to nielegalni eksploatatorzy. I to jest największe niebezpieczeństwo dla naszej ziemi.