Prezydent Andrzej Czapski, ubiegając się podczas ostatniej sesji rady miasta o udzielenie absolutorium, wygłosił propagandową mowę, w które poruszył m.in. problem bezrobocia. Według niego praca w Białej Podlaskiej jest, tylko trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje. Prezydent, który właśnie ogłosił, że będzie się ubiegał już o piątą kadencję sugerował, że ci, którzy zatrudnienia nie mają, są niejako sami sobie winni. Także podczas Dni Białej Podlaskiej mieszkańcy byli karmieni wizją świetnie zarządzanego, rozwijającego się miasta, w którym właściwie nie ma problemów.
Brutalna rzeczywistość
Rzeczywistość jest jednak brutalna.Biała Podlaska starzeje się i wyludnia. Największy procent mieszkańców stanowią ludzie w przedziale wiekowym 50 – 60 lat. W Białej upadły duże zakłady pracy, pozostały jedynie urzędy i szkoły. Miasto nie potrafi przyciągnąć znaczących inwestorów, nie widać skutecznych inicjatyw wspierających drobną, rodzinną przedsiębiorczość. Jedyne, co się udaje, to wydawanie zezwoleń kolejnym sklepom wielkopowierzchniowym, wyrastającym u nas jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Ludzie wchodzący w dorosłość mają więc trzy możliwości – usiąść na kasie w markecie, zarejestrować się w pośredniaku lub uciekać z miasta w poszukiwaniu
pracy i godnego życia.
Ponure statystyki
Fatalna sytuacja rynku pracy znajduje swoje odzwierciedlenie w statystykach Powiatowego Urzędu Pracy w Białej Podlaskiej. Są one z roku na rok coraz gorsze. O ile w 2011 roku bezrobocie w mieście sięgało 15, 2 proc. to dzisiaj wynosi ono ponad 17 procent! Wskaźniki bezrobocia galopują znacznie szybciej, niż w innych częściach województwa. Biała Podlaska fatalnie wypada także na tle kraju. Warto pamiętać też o skali emigracji – gdyby ludzie stąd nie wyjeżdżali, liczba bezrobotnych była znacznie większa.
– W bieżącym roku nie odnotowaliśmy ani jednej firmy, która zatrudniłaby wielu pracowników. Zazwyczaj pracodawcy poszukują jednej osoby – podsumowuje Edward Tymoszyński, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Białej Podlaskiej.
Zdesperowani mieszkańcy Najczęściej poszukiwani są sprzedawcy, kasjerzy, robotnicy budowlani oraz przedstawiciele handlowi. Tylko sporadycznie pojawiają się oferty zatrudnienia dla wysokiej klasy specjalistów czy osób z wyższym wykształceniem. Wielu z nas pracuje na „śmieciowych” umowach, z wynagrodzeniem uzależnionym od prowizji.
– Ludzie są zdesperowani. Przyjmują każde płatne zajęcie. W gronie moich rówieśników, dwudziestoparolatków posiadających różne wykształcenie, nie znam nikogo, kto zarabiałby 2 tysiące złotych. Koledzy wyjechali, też o tym myślę – mówi Marek z Białej Podlaskiej.