Ludzie Czapskiego tłumaczą się z obligacji

Jak można było się spodziewać ludzie Andrzeja Czapskiego zapewniają, że wszystko jest w porządku. Tak samo robią zresztą od lat, zadłużając miasto po uszy. O obligacjach pisaliśmy w dwóch poprzednich wydaniach Tygodnika. Wskazywaliśmy na poważne zagrożenia i wysokie koszty, które wiążą się z emisją. Władze Białej Podlaskiej przez wiele lat zaciągały kredyty, co spowodowało potężne zadłużenie miasta. Dług trzeba spłacać, a raty były bardzo wysokie, wiadomo było, że przekroczą poziom zakładany przez znowelizowaną ustawę o finansach publicznych. Gdyby tak się stało, zarząd nad miastem przejąłby komisarz – to byłby koniec kariery rządzącego Białą Podlaską od 16 lat Andrzeja Czapskiego. Emisja obligacji była więc – w ocenie bialskiej opozycji – próbą ratowania stołków przez obecnych włodarzy.

Odpowiedzi po dwóch tygodniach

Wyemitowane przez Białą Podlaską obligacje to w rzeczywistości nieco inna forma kredytu. Trzeba będzie je wykupować (a więc spłacać) do 2026 roku. Jeśli miasto pozostałoby przy dotychczasowych pożyczkach, spłata zakończyłaby się w 2021 roku. Jest też różnica w odsetkach. W sprawie obligacji skierowaliśmy szereg pytań do magistratu. I choć wiedzę o kluczowym dla miasta projekcie urzędnicy powinni mieć w przysłowiowym „małym palcu” na odpowiedzi czekaliśmy niemal dwa tygodnie…

Blisko 100 milionów długu

Maciej Buczyński, zastępca skarbnika Białej Podlaskiej, przyznaje, że obligacje zostały wyemitowane po to, aby nie naruszyć ustawy o finansach publicznych. Twierdzi też, że faktyczna zamiana długu (kredyty na obligacje) wcale nie spowodowała wzrostu zadłużenia, ale je zmniejszyła, dzięki czemu na koniec ubiegłego roku zadłużenie Białej Podlaskiej wyniosło „jedynie” 97, 7 miliona złotych. Buczyński podaje kwotę odsetek, którą będzie musiało zapłacić miasto – z odpowiedzi wynika, że jest to ponad 28,5 miliona złotych, a więc kwota znacznie różniąca się od uwidocznionej na prezentacji przekazanej radnym. Zastępca skarbnika zaznacza, że podana wartość to „łączna suma odsetek założona w WPF”, a więc wieloletniej prognozie finansowej miasta, która obejmuje lata 2011-2021. Obligacje trzeba będzie zaś spłacać do roku 2026. Buczyński przyznał także, że miasto negocjowało z bankami możliwość rozłożenia należności wynikających z zaciągniętych kredytów na większą liczbę rat. – Emisja obligacji okazała się najbardziej optymalnym rozwiązaniem – kwituje zastępca skarbnika.

Mieszkańcy by nie wzięli?

Urzędników pytaliśmy również o to, dlaczego obligacje skierowano do komercyjnych banków (które zarobią na całej operacji), a nie do mieszkańców Białej Podlaskiej, lokalnego biznesu. Argument ten podnosiła także bialska opozycja. – Myślę, że znalazłoby się u nas wielu chętnych na takie wsparcie dla miasta. Zwłaszcza, że wówczas to właśnie lokalny biznes czerpałby korzyści z odsetek. Te pieniądze z pewnością zostałyby zainwestowane tutaj, w Białej Podlaskiej, na Południowym Podlasiu. Powstałyby nowe miejsca pracy, firmy by się rozwijały – mówił wiceprzewodniczący rady miasta Dariusz Stefaniuk. Maciej Buczyński przekonuje jednak, że „obligacje są na 10 lat i z doświadczenia wiadomo, że osoby fizyczne nie są gotowe zainwestować pieniędzy na 10 lat po 3,8%, bo tyle wynosi oprocentowanie serii 10-letniej”. Ostatni wątek dotyczył firmy Dragon Partners, firmy, która doradzała miastu przy emisji. Według Buczyńskiego dostała ona wynagrodzenie w wysokości 50 tysięcy złotych. To podobno jedna trzecia ceny zwyczajowo pobieranej przez tę firmę. Dlaczego doradca zdecydował się pracować za „grosze”? – Ze względu na prestiż pracy dla miasta Biała Podlaska – twierdzi Maciej Buczyński…