Grzegorz Domański, murarz z wieloletnim doświadczeniem, podjął w ubiegłym roku pracę w firmie budowlanej. – Ostrzegano mnie przed tym pracodawcą, mówiono, że jest nieuczciwy. Jednak byłem zdesperowany, od kilku miesięcy poszukiwałem płatnego zajęcia – opowiada Grzegorz. Przez pierwsze dwa miesiące pobory zasadnicze, choć bez dodatku za godziny nadliczbowe, wpływały na jego konto. Potem zaczęły się problemy. Szef stawał się coraz bardziej nerwowy i wspominał o kłopotach, dając pod koniec tygodnia pracownikom do 50 zł do ręki – więcej nie mam, musicie czekać. – Taka sytuacja trwała przez kolejne trzy miesiące. Moja rodzina cierpiała niedostatek. Co gorsza ponosiłem koszty dojazdów do pracy, a praktycznie nie otrzymywałem wypłaty. Ciągle pożyczałem kasę – wspomina Grzegorz.
Atmosfera w pracy była coraz bardziej napięta, każdy pracownik poruszał temat wypłaty i usiłował skontaktować się z pracodawcą. Szef najczęściej nie odbierał telefonów, a jeżeli już doszło do rozmowy, szybko przeradzała się ona w awanturę. – W końcu coś we mnie pękło. Opuściłem plac budowy, wziąłem umowę i udałem się do inspekcji pracy – mówi Grzegorz. – Przed wyjściem namawiałem innych, aby zrobili to samo. Niestety, kolegom zabrakło odwagi do walki albo wiary, że odzyskają pieniądze. Grzegorz Domański po 5 tygodniach od zgłoszenia się w inspekcji pracy otrzymał zaległą wypłatę i pieniądze za godziny nadliczbowe. Z informacji uzyskanych od Katarzyny Fałek-Kurzyny, rzecznika prasowego Okręgowego Inspektoratu Pracy w Lublinie wynika, że pracownicy najczęściej upominają się o należne wynagrodzenie za pracę, o jego zaniżanie lub nieterminowe wypłacanie oraz o ekwiwalent pieniężny za niewykorzystany urlop wypoczynkowy.
W ubiegłym roku do oddziału Okręgowej Inspekcji Pracy w Białej Podlaskiej wpłynęły od pracowników z powiatu bialskiego 92 skargi, z prośbą o interwencję w sprawach dotyczących świadczeń pieniężnych, z jakich nie wywiązali się pracodawcy. Do lipca br. trafi ło 46 takich skarg.