Chory system ochrony zdrowia

W naszym regionie zdecydowana większość przychodni była zamknięta. Lekarze podjęli protest, za pomocą mediów przekonywali, że zostali zmuszeni do odrzucenia warunków udzielania świadczeń zdrowotnych i tzw. pakietu onkologicznego w formie proponowanej przez Ministerstwo Zdrowia. Spór zaostrzył się, ponieważ Ministerstwo początkowo odrzucało możliwość jakichkolwiek negocjacji. W tej próbie sił najbardziej poszkodowani zostali pacjenci o „cienkim” portfelu, których nie stać na wizyty prywatne, osoby mieszkające w miejscowościach oddalonych od szpitali oraz mali pacjenci, gdyż opieka pediatryczna w praktyce nie istniała.

Podzieleni pacjenci

Społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy – na tych, którzy popierali protestujących lekarzy i przeciwników takiej formy protestu.

– Lekarze już wcześniej monitowali, że pakiet onkologiczny jest niedopracowany i nie służy dobru pacjenta. Niestety, został wprowadzony – zauważa Jerzy Krajewski z Białej Podlaskiej. Wiele osób wspierało protestujących lekarzy, wyrażając opinie, że walczą oni o dobro pacjenta. Inni z kolei zaistniałą sytuację usiłowali obrócić w żart, stwierdzając z sarkazmem: teraz już wiemy dlaczego rząd życzył społeczeństwu zdrowia!

– Kolejki do lekarzy specjalistów. Kolejka do neurologa, do reumatologa, do onkologa, do okulisty! To skandal. Narodowy Fundusz Zdrowia powinien zmienić nazwę, bo to chora instytucja! – grzmi pan Kazimierz z Białej Podlaskiej. Natomiast pacjentom poszukującym porady lekarskiej puszczały nerwy. Za swój niepokój o zdrowie własne i najbliższych obwiniali lekarzy.

– Borykam się z nieuleczalną chorobą, za dwa dni będę potrzebował receptę na leki. Ale to mojego lekarza nie interesuje. On walczy o kasę dla siebie – stwierdza zdenerwowany pan Mieczysław z gminy Leśna Podlaska. Skrajne emocje towarzyszyły rodzicom, którzy desperacko poszukiwali pediatry lub choćby informacji, gdzie mogą zostać przyjęci.

– Mieszkamy na Woli, nasza przychodnia była zamknięta. Dzwoniłem na infolinię – wciąż była zajęta. W takiej sytuacji musieliśmy jechać z malutkim dzieckiem do szpitalnej Izby Przyjęć, bo nie stać nas na prywatną wizytę – mówi roztrzęsiony tata dwuletniego chłopca.

Bialski SOR

W tych dniach prawdziwe oblężenie przeżywał bialski Szpitalny Oddział Ratunkowy. Tutaj trafi ali pacjenci z całego powiatu, słowem: wszyscy, którzy potrzebowali porady lekarskiej, a jej nie otrzymali w swojej przychodni. Już w godzinach porannych ustawiały się długie kolejki. Jedni trafi li tu ze skręconą nogą, a inni z zaziębieniem, anginą lub osoby cierpiące na przewlekłe choroby po wypisanie recepty. To były ciężkie chwile i dla pacjentów, i dla personelu szpitalnych Izb Przyjęć i SOR.

– Odczuwamy zwiększoną liczbę pacjentów, ale nie mamy sytuacji nadzwyczajnej. 2 stycznia zgłosiło się około 50 dzieci i znaczna liczna osób dorosłych. Dlatego też szpital podjął decyzję o uruchomieniu dodatkowego gabinetu lekarskiego. Nikogo nie pozostawimy bez pomocy – zapewniała Joanna Kozłowiec, rzecznik bialskiego szpitala. Dyżurujący lekarz początkowo nie ma ochoty, ani czasu na rozmowę. Po dłuższej chwili mówi, co myśli o zaistniałej sytuacji.

– Mamy chory system opieki zdrowotnej. Dopóki nie nastąpi jego kompleksowa przebudowa pacjenci będą oczekiwać w kolejach i będą powtarzały się protesty lekarzy. Proszę zwrócić uwagę na nazewnictwo, obecnie lekarz nie leczy, a „świadczy usługi medyczne”. Na dzisiejszym dyżurze przyjąłem 80 osób, a to nie koniec. Jestem przemęczony, co będzie, gdy się pomylę? Wówczas wy, dziennikarze, zaciągniecie mnie pod pręgierz. Zdrowia życzę – stwierdza zastrzegający sobie anonimowość lekarz SOR.

6 stycznia lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego zostali zaproszeni przez resort na rozmowy. Trwające prawie 15 godzin negocjacje lekarzy z urzędnikami Ministerstwa Zdrowia zakończyły porozumieniem. Gabinety lekarskie zostały otwarte 7 stycznia. Nikt nie zna jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego rozmowy nie zostały sfinalizowane przed końcem ubiegłego roku.