Na wsi buzuje nie na żarty!

– Bo czy to normalne – pytają rolnicy, jak Polska długa i szeroka – że w tak obfitym, urodzajnym roku jak ubiegły następuje dramatyczna w swoim zasięgu i rozmiarach katastrofa ekonomiczna wszystkich praktycznie branż. Ceny i dochody ze sprzedaży produktów rolnych spadły po kilkanaście-kilkadziesiąt procent! Na rolnictwo spadły same plagi: epidemia ASF, szkody dzików bez rekompensaty, rosyjskie embargo na mięso, owoce i warzywa, skokowy wzrost importu żywności z Zachodu.

Minister fircyk

I w tej sytuacji rządzący tylko rozkładają ręce, że nic się nie da zrobić. A jeśli otworzą usta, to do obelg jak minister rolnictwa z PSL Marek Sawicki, który nazywa polskich rolników „frajerami”, a za przykład daje niemieckich bauerów. To podwójnie podłe, raz bo niesprawiedliwe, a dwa – bo minister doskonale zdaje sobie sprawę, że do Polski coraz szerszą strugą napływa importowana z Niemiec żywność, np. wieprzowina, dorzynając polskich hodowców.

Zresztą z tym ministrem po ostatnim roku nie chcą już ludzie gadać. – To fi rcyk, cienki bolek, mocny tylko w gębie – machają z lekceważeniem ręką, pamiętając doskonale, że jesienią w Brukseli Włosi i Hiszpanie załatwili sobie rekompensaty unijne za mandarynki, którymi ponoć zalewali rynek rosyjski, a Sawicki każe naszym sadownikom szukać sobie na własną rękę rynków zbytu na 700 tysięcy ton jabłek, których nie odebrała Rosja, bo Unia – owszem – zapłaci, ale za 19 tysięcy ton, a i to tylko w części… Rolnicy oczekują więc rozmów, ale z szefową rządu. Skoro znalazła czas na negocjacje z górnikami, to znajdzie i dla rolników. To musi być twarda rozmowa i konkretne zobowiązania. – Może trzeba pójść do Warszawy, tam pokazać naszą siłę i determinację, aż do skutku – zastanawiają się rolnicy.

Produkt za pół ceny, praca za darmo

Lista żądań obejmie m.in. rekompensaty za sprawy podnoszone wielokrotnie, a wciąż niezałatwione: za uprawy zniszczone przez dziki, dwuletni zakaz uboju rytualnego czy niskie ceny rynkowe mięsa wieprzowego.

Przypomnijmy, że w sprawie przeciwdziałania skutkom ASF podlaski senator PiS Grzegorz Bierecki już w listopadzie 2013 bił na alarm, ostrzegając resort rolnictwa, że opieszałość działań w sprawie ASF odbije się na kondycji branży mięsnej i hodowców trzody. Niestety, był to głos wołającego na puszczy. Rząd nie podjął też działań, by zapobiec dramatycznemu spadkowi liczebności trzody chlewnej czy załamywaniu się rentowności produkcji wieprzowiny – senator Bierecki domagał się działań w tej sprawie w skierowanym rok temu do premiera Tuska oświadczeniu. Jeśli wtedy sytuacja producentów wieprzowiny była zła, to teraz jest katastrofalna…

– Jak wyliczyli specjaliści w ubiegłym roku opłacały się tylko dwie niszowe dziedziny: hodowla ślimaków i uprawa grzyba boczniaka. Cała reszta produkcji, fundament: hodowla bydła, trzody, mleczarstwo, zboża, warzywa, sadownictwo wszystko jedzie na stratach – mówi nam z goryczą Edward Jarmoszuk, delegat z powiatu radzyńskiego Walnego Zgromadzenia Lubelskiej Izby Rolniczej.

To nie są przypuszczenia, ale twarde fakty. Jak wylicza Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej nawet po doliczeniu dopłat bezpośrednich od dwóch lat hodowla bydła i trzody chlewnej jest nieopłacalna, a rolnik ponosił stratę w wysokości 51 zł na 100 kg żywca brutto. Więcej, poniesione nakłady pracy rolnika i jego rodziny pozostały nieopłacone, a oznacza to, że rolnicy od dwóch lat pracują za darmo!

Będzie problem z dopłatami

Na dokładkę zaczyna robić się problem z unijnymi dopłatami bezpośrednimi, które są ważnym punktem budżetu wielu gospodarstw na Podlasiu. – Od 15 marca zmieniają się warunki składania wniosków na dużo bardziej skomplikowane. Większość rolników sobie nie poradzi samodzielnie z ich wypełnianiem – przewiduje Edward Jarmoszuk. Oznacza to, że będą musieli, oczywiście płacąc za to, skorzystać z usług doradców (ponoć oni sami gubią się w nowych, skomplikowanych regułach). W prywatnych rozmowach rolnicy szacują, że z 2000 zł dopłaty wydadzą na honorarium doradcy nawet jedną czwartą…

We wrześniu 2011 roku po katastrofalnej nawałnicy, która zniszczyła uprawy papryki koło Radomia producent Stanisław Kowalczyk zadał ówczesnemu premierowi Tuskowi słynne pytanie: „jak żyć?”. Nie doczekał się odpowiedzi. Dziś w takiej jak Kowalczyk sytuacji są setki tysięcy rolników. Oni tę odpowiedź muszą sobie wywalczyć.