Skarb z Dołhy

Dołha to wieś o ponad 500-letniej historii. Tutejsza parafia obchodziła w ubiegłym roku 400-lecie istnienia. Pierwotnie unicka – jak wiele na Południowym Podlasiu – przekazana została katolikom w 1919 roku. O jej wielowiekowej historii świadczy stojąca w kościele kropielnica z XV wieku. Znajdujący się tu kościół – pierwszy powstał już w 1604 roku – obecnie leży na terenie gminy Międzyrzec Podlaski, a zlokalizowana w jego pobliżu plebania – na terenie gminy Drelów. To współczesna ciekawostka…

A ile tajemnic kryje licząca pół tysiąclecia historia tej ziemi? Bo o tym, że są, i to wcale liczne, najlepiej świadczy doświadczenie ks. Leszka Przybyłowicza.

Niby obcy, a swój

Ksiądz Leszek posługę w Dołdze rozpoczął w lutym tego roku.

– Najpierw było bardzo chłodno – enigmatycznie, z zawodem i z wyczuwalną goryczą w głosie odpowiada kapłan, rodem z Terespola. Wcześniej posługiwał w Białej Podlaskiej, Łosicach i Radzyniu. – Ale z każdym dniem temperatura rośnie – dodaje natychmiast, uśmiechając się.

To jego stwierdzenie – jeśli dobrze rozumiem – nie odnosi się do pory roku. Spoglądam za okno plebanii, właśnie podjeżdża motocyklem jakiś parafianin, inny – samochodem, okolice świątyni sprząta jedna pani, druga – jej wnętrze. – Wiem, wiem, okna trzeba wymienić – mówi ks. Leszek, opatrznie rozumiejąc moje spojrzenie. – Ale trzeba to zrobić zgodnie ze wskazaniami konserwatora, bo plebania też jest zabytkowa. Udało mi się znaleźć dostawcę prawie o połowę tańszego od pierwszego oferenta – cieszy się kapłan, który za wielkie szczęście poczytuje sobie służbę na ukochanym Podlasiu.

A Krzyż, który znalazł ksiądz w lamusie parafii? – pytam. Ks. Leszek poważnieje.

– Przyszedłem do tutejszej parafii 15 lutego – odpowiada po chwili milczenia. – Krzyż znalazłem niespełna miesiąc później. Zastanowił mnie kunszt jego wykonania, widoczne ubytki, stanowiące raczej efekt działania czasu niż celową działalność. Poradziłem się konserwatora zabytków… Okazało się, że to krzyż najprawdopodobniej ze szkoły lwowskiej, pochodzi z połowy XVIII wieku. Ale w jaki sposób ocalał z pożogi, która w 1988 roku strawiła cały kościół? – zastanawia się.

Fakty i przypuszczenia

Odpowiedź wydaje się być tylko jedna. Już ówczesny proboszcz, ks. Kazimierz Komar, wielce zasłużony dla parafii i kochany przez wiernych, musiał zdawać sobie sprawę z niezwykłości krzyża i wyniósł go celem poddania specjalistycznej ekspertyzie przed tragiczną nocą z 4 na 5 lutego 1988 roku, kiedy kościół w Dołdze ogarnęły płomienie…

„Spaliło się całe wyposażenie kościoła: ławki, podłoga, ołtarze, stopiły się przedmioty metalowe, żeliwne i srebrne” – pisze w swojej książce „Zarys historii parafii pw. w. Barbary w Dołdze” Piotr Semeniuk. „Na skutek różnicy temperatur – wysoka temperatura wewnątrz kościoła, powyżej 1200 stopni Celsjusza, i niska na zewnątrz – 5 stopni C, oraz w wyniku działania wewnątrz zimnej wody, popękały ściany. Spaleniu uległa także drewniana konstrukcja dachu budynku” – dodaje historyk.

Niby nie są znane przyczyny pożaru, ale mieszkańcy wiedzą swoje. – Nie upilnowalim – mówi ze smutkiem starzec wygrzewający się w przydomowym ogródku. – Złodzieje skradli srebro i podpalili kościół, żeby zatrzeć ślady. Niewielka, niezbyt zamożna parafia musiała zbudować nową świątynię. Wierni dokonali tego głównie własnymi środkami i siłami, w godnym podziwu czasie: rano – do pracy, po południu – na budowę kościoła. 

Któż wówczas, gdy nabożeństwa odbywały się z braku lepszego miejsca w… oborze, mógł pamiętać o starym, zniszczonym krzyżu? A teraz?

– Znajdzie się na poczesnym miejscu. Dostrzeże go natychmiast każdy, kto wejdzie do naszej świątyni – zapewnia ks. Leszek.

Tekst i foto: Jakub Wojsiełk