Mariusz Błaszczak ostrzega przed wprowadzeniem euro. Skutki mogą być opłakane

Rząd Donalda Tuska i politycy koalicji 13 grudnia, zgłaszając wniosek o postawienie prezesa NBP przed Trybunał Stanu, rozpoczęli akcję siłowego wprowadzenia w Polsce waluty euro. Prezes Narodowego Banku Polskiego jest w tej chwili najważniejszą osobą, która może zatrzymać tę szkodliwą dla Polski decyzję. Przypomniał o tym były minister obrony narodowej, szef klubu PiS w Sejmie – Mariusz Błaszczak.

– Mamy Euro! I to jest jedyne euro, którego potrzebujemy – mówi w nagraniu polityk PiS, humorystycznie nawiązując do awansu reprezentacji Polski do mistrzostw Europy w piłce nożnej. I na tym żarty się kończą, bo dalej jest już tylko smutna i bolesna prawda, dotycząca tego, co chce na zafundować premier Donald Tusk i jego pomagierzy z PSL-u, Lewicy i od Hołowni.

– Wiecie czemu premier Donald Tusk chce postawić prezesa NBP przed Trybunał Stanu? Bo chce w Polsce wprowadzić walutę euro. Prezes NBP jest jedną z przeszkód, która to Tuskowi blokuje. Euro używane jest obecnie w 20 krajach. Tylko w dwóch krajach zmiana waluty przyniosła korzyści dla gospodarki. To Holandia, i co za zdziwienie, Niemcy. Duże strat poniosły np. Włochy czy Francja. Na euro narzekają Słowacy oraz Chorwaci – mówi były szef MON.

I takie niestety są fakty. Kiedy 1 stycznia 2009 roku Słowacja dołączyła do strefy euro, mainstreamowe polskie media i ówczesny rząd, którego premierem był Donald Tusk, a ministrem finansów Jacek Rostowski przekonywały, że to droga, którą powinna podążać także Polska. Dziś Słowacy płacą wysoką cenę za ten eksperyment.

Po przyjęciu przez Słowację euro poprawił się bilans handlu zagranicznego i stopniowo zaczęło rosnąć PKB per capita. Choć przekonywano, że na to ostatnie wpływ miało właśnie przyjęcie euro, to analiza podobnych gospodarek (Czechy, Węgry), które wspólnej waluty nie przyjęły, pozwala dzisiaj stwierdzić, że był to raczej wpływ ogólnego trendu i wychodzenia Europy z kryzysu, który dotknął ją w 2008 roku.

Szybko natomiast pojawiły się niepokojące symptomy. Od 2009 roku systematycznie zaczęła rosnąć inflacja, by w latach 2012-2013 osiągnąć newralgiczne 5 proc.

Był to ewidentny koszt przyjęcia euro, za który Słowacy zapłacili z własnych portfeli w sklepach. Co więcej, rezygnując z korony, oddali narzędzia regulacyjne w ręce Europejskiego Banku Centralnego.

Inflacja doprowadziła do tego, że już w 2015 roku, drastycznie zaczęło spadać PKB per capita według parytetu siły nabywczej, co eksperci określają mianem time lagu (przesunięcia w czasie), tudzież inercji procesów gospodarczych, a takim procesem było właśnie przyjęcie wspólnej waluty.

I o tych zagrożeniach mówi w nagraniu minister Błaszczak

– Zmiana waluty to m.in. wolniejsza reakcja banku centralnego na problemy i brak wpływu na wartość własnej waluty. To prawdopodobny wzrost cen, czyli efekt cappuccino, a więc ceny zostaną zaokrąglone w górę, co odczuje każdy z nas. To także wyzbycie się zasadniczej części rezerw złota. Nie pozwólmy Tuskowi na wprowadzenie euro – apeluje polityk.

Co ciekawe, o próbie osłabienia NBP, przez ówczesną opozycję, by przeforsować wprowadzenie Polsce euro już w 2022 roku przestrzegał senator Grzegorz Bierecki.

– To są działania wyprzedzające, które mają służyć obniżeniu autorytetu Narodowego Banku Polskiego i przygotować, przyspieszyć decyzje o wepchnięciu Polski do strefy euro – mówił wówczas, kiedy głosami senatorów Koalicji Obywatelskiej i PSL do RPP wprowadzano nowych członków, o dość kontrowersyjnych poglądach. – Bez zniszczenia autorytetu NBP, przekonanie Polaków do oddania władzy nad naszą walutą i naszymi rezerwami do Europejskiego Banku Centralnego byłoby bardzo trudne – dodawał Bierecki.

Dzisiaj na własne oczy widzimy, że ten cel zaczyna być realizowany.